„Za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś. Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślne wiatry. Podróżuj, śnij, odkrywaj”

CARNOGORA-KLIAJEVICA-LUKA-RAFTING

Albania oczami motocyklisty – wrześniowo i (nie) hardcorowo… part 2!

Dwa dni przelotowo po ok. 800 km każdy może dać się odczuć nawet dość aktywnym motocyklistom (na potrzeby wpisu definicja aktywny motocyklista = jeżdżący przy każdej sposobności, więcej niż 2 razy w sezonie, więcej niż 5000 km w sezonie… ), a co dopiero okazjonalnym.

Zdaję sobie z tego sprawę, organizując wyjazdy „dla każdego”.  Podróżując na długim dystansie robimy częste postoje (choć może dystans ma tu mniejsze znaczenie, dużo większe zaś czas spędzania w siodle). Żeby wyjazd nie był rajdem wystarczą krótkie, 5-10 minut zatrzymania co mniej więcej godzinę jazdy, a to znacznie łagodzi uciążliwości podróży i rzeczywiście staje się osiągalne „dla każdego”.

Nasz projekt to około 5 000 km rozłożonych w czasie 11 dni, z czego 5 dni i prawie 1/3 trasy w Albanii, pozostałe poza na tzw. dojeździe i powrocie.

MAPA-ALBANIA-2018-CALOSC

DZIEŃ 1

WEGRY-OREG-HOLASZ-HOTELPierwszy nocleg zaplanowany w okolicach Budapesztu (Öreg Halász Hotel). Dojazd z Polski, jak większość wypraw, rozpoczynamy w okolicach Piotrkowa Trybunalskiego. Kolejno zbieramy się w trasie. Większość uczestników znam z poprzednich, wspólnych imprez. Dwie osoby są dla mnie całkowicie nowe i nigdy wcześniej nie miałem przyjemności – to Dawid i Eryka. Dawida zbieramy jeszcze w Polsce, Eryka dołącza z Arkiem już po stronie słowackiej. Cóż można napisać o osobach, z którymi po pierwszych 30 sekundach następuje wyczuwalny „flow”…? Chyba tylko tyle, że muszą posiadać energię pasującą do twojej, a to jest wystarczające do zbudowania dobrych relacji.

Czuję, że po raz kolejny udało się skompletować zespół, który będzie się z sobą doskonale czuł, a atmosfera będzie bardzo sympatyczna.

Jak zwykle w pierwszym dniu najtrudniejsza jest sama jazda w grupie.

Nie wystarczy ustalić szyku na podstawie maszyn, którymi jeżdżą uczestnicy i deklarowanych preferencji co do zajmowanej pozycji w grupie, choć co do generalnych zasad trudno mieć uwagi. W czasie jazdy okazuje się, że konieczne jest wprowadzanie zmian w ustawieniach, tak by szyk był stabilny, nikt nikomu nie przeszkadzał, a i pionierzy w tego typu jeździe się zdarzają nader często, stanowiąc dla wszystkich wyzwanie.  Z doświadczenia wiem i biorę to pod uwagę przy planowaniu naszych wypraw – potrzeba dzień, lub dwa na uporządkowanie grupy, wpojenie zasad, które niby każdy zna, a które w praktyce wymagają dowodów słuszności i często przekonania, że nietrzymanie się ich prowadzi do chaosu i może być niebezpieczne dla uczestników.

Tym razem nie jest inaczej. Potrzeba czasu i kilku korekt, żeby jazda była i przyjemniejsza i bezpieczniejsza. Muszę to uporządkować zanim wjedziemy do Albanii.. Tam czeka nas sporo wyzwań wymagających koncentracji, jazda w grupie nie może być problemem.

WEGRY-OREG-HOLASZ-HOTELPierwszy nocleg zaplanowany na Węgrzech w bardzo fajnym zajeździe jest okazją do poznania „nowych”, omówienia pierwszego dnia jazdy ze zwróceniem uwagi na zauważone problemy (jak zawsze nikt tego nie słucha zbyt uważnie) i omówienia kolejnego dnia.

Kwaterujemy się sprawnie, krótki prysznic i wspólny stół w restauracji (taka u nas tradycja). Atmosfera luźna, wszyscy się pojawiają w izbie na parterze, chętni do posiedzenia, choć na twarzach widzę zmęczenie u większości. Uruchamiamy kilkuminutowe autoprezentacje, co pozwala szybko przełamywać lody.WEGRY-OREG-HOLASZ-HOTEL

Rozdajemy zamówione wcześniej koszulki, zamawiamy kolacje i złocisty napój… robi się bardzo sympatycznie. Tak spędzimy 2-3 godziny, zamykając wieczór błogim nastrojem i rozluźnionymi mięśniami.

 

 

Nowi…

Dawid skontaktował się ze mną przez email w połowie czerwca z zapytaniem o wolne miejsca i tylko tak utrzymywaliśmy do samego końca główny kontakt, nie ujawniał swojego profilu na Facebook’u, co powodowało, że nie brał udziału również w dyskusjach w założonej grupie komunikacyjnej. Zamieniłem z nim kilkukrotnie parę zdań w rozmowie telefonicznej, nie wiedząc jednak czego mogę się spodziewać. Oko w oko, łapka w łapkę poznaliśmy się więc w dniu wyjazdu i w drodze na stacji paliw w Gorzyczkach. Przesympatyczny młody człowiek (prawie jak ja 😎), o łagodnym usposobieniu, bezkonfliktowy i – jak się później okazało – niezwykle uczynny, koleżeński i same superlatywy. Fajny gość (pozdrawiam Dawidzie!).

Eryka była trochę „podrzutkiem” i protegowaną Arka. To Arek zapytał kiedyś, czy może pojechać z nami znajoma, która marzy o Albanii,  jeździ krótko, ale radzi sobie całkiem dobrze. No i pojechała… Zgodziłem się bez obiekcji, choć pewnie nie do końca wiedziałem, jakim będzie wyzwaniem… Podobnie Eryka – nie miała pojęcia, z czym przyjdzie jej się zmierzyć, z czym wygrać, a czemu być może ulec…  Marzenia jednak trzeba spełniać i jej się udało . Przy okazji stała się prekursorką wypraw dla każdego, obalając mity krążące o niedoświadczonych motocyklistach i motocyklistkach podróżujących z mężczyznami (pozdrawiam Eryko, życząc kolejnych wyzwań, choć przy tym każde kolejne wypadnie raczej blado!).

 

DZIEŃ 2

Ruszamy rano wcześnie po śniadaniu. Mamy przed sobą ponad 800 km, z czego tylko nieco ponad połowa dobrą autostradą. W połowie dystansu, na południu Serbii zjedziemy na drogi lokalne i tempo przejazdu gwałtownie spadnie do samej Czarnogóry, gdzie w kanionie Tary mamy zarezerwowany nocleg. W drodze, w Serbii mamy zaplanowane miejsce z lokalną kuchnią. Zatrzymamy się na obiad.

SERBIA-RESTAURACJADo miejsca obiadu przejazd jest sprawny, kilometry umykają, jazda w grupie coraz płynniejsza (nawet łącznie z trudniejszymi manewrami), nie widać problemów. Serbska knajpka w stylu zajazdu okazuje się być całkiem fajną „miejscóweczką” ze sporym ruchem. Zamawiam grupowo dwie deski miksu mięsnego z dodatkami w wykonaniu lokalnym. Jest wystawnie, syto i dla każdego pod dostatkiem. Rozmawiamy, żartujemy. Jest pozytywne nastawienie, podekscytowanie, ale zauważam zmęczenie na twarzach niektórych.

 

Przed nami kilka godzin – już dociera do mnie, że będziemy podróżować po zmierzchu. Nie lubię tego, a przy tym w Czarnogórze na samym końcu trasy przed noclegiem czekają nas kręte drogi, które przyjdzie pokonać w nocy. Czuję niewielki niepokój – przyglądam się ukradkiem Eryce i widzę ciągle uśmiech od ucha do ucha, pozytywną energię, ale wydaje mi się, że zaczyna odczuwać przejechane kilometry. Jutro mamy dzień wolny, więc odpoczniemy… byleby dojechać do miejsca.

SERBIA-RESTAURACJA

 

 

 

 

Najedzeni, wydawałoby się beztroscy, roześmiani ruszamy dalej. Od tego miejsca zmieniają się nieco warunki tranzytu – nie będziemy już posuwać się ze średnią bliską 100 km/godz… Będziemy jechać dużo węższymi drogami, pewnie z utrudnieniami, poprzeczka wymagań dla kolumny idzie w górę. Zobaczymy jak udało nam się poukładać… – ja prowadzę (podkreślam, ponieważ kilka dni później miałem okazję nie prowadzić…), za mną Eryka i Dawid, dalej Tomasz, Tomek, Robert, Krzysztof, Wojtek,  a na końcu Arek na swoim GTL-u.

Ostatnie kilometry…

Nie myliłem się w przeczuciach… – ostatnie 80-100 km do miejsca noclegowego w Czarnogórze staje się walką o każdy kolejny, przejechany kilometr, a im bliżej tym trudniej. Tracę wpływ na grupę, która nie reaguje na moje przyspieszanie, nawet na prostej (nie reagują jadący za mną w kolejności). Ciągle patrzę w lusterko i oślepiające światła dopasowując swoją prędkość do dystansu tzw. następnika. Eryka, bo to ona jedzie jako druga, ewidentnie ma kryzys i jedzie bardzo asekuracyjnie, zwiększając dystans za mną. Nic nie daje dopasowywanie mojej prędkości. Im bardziej zwalniam, tym ona bardziej zwalnia. Na ostatnich kilometrach, jakby włączył się w jej motocyklu ogranicznik prędkości i cokolwiek nie próbowałem robić – nie przekracza 50 km / godz…

Myślę gorączkowo co powinienem zrobić… nawigacja pokazuje mniej niż 50 km do celu. Jeśli się zatrzymam, a Eryka rzeczywiście przechodzi ogromny kryzys to może skończyć się tym, że po zatrzymaniu i rozluźnieniu nie da rady wsiąść na motocykl i kontynuować… już tego kiedyś doświadczyłem. Decyduję równie ryzykownie – nie zatrzymuje grupy i dociągnę żółwim tempem do miejsca docelowego. Śpimy w pobliżu turystycznego centrum Durmitoru, jakim jest Žabljak – miasteczko leżące u podnóża gór, w pobliżu mostu z naszą miejscóweczką. Most ten należy do najwyższych w Europie i ma wysokość 172 m.

CZARNOGORA-TARA-KANION-MIEJSCOWKADojechaliśmy… wjazd z drogi bardzo słabo widoczny, na samym zakręcie, na dużym pochyleniu i ze sporym uskokiem.  Zjeżdżam z asfaltu na utwardzoną drogę prowadzącą stromo w dół do posesji z piętrowym domem i zatrzymuje tuż za uskokiem, nie ryzykując zjazdu bez rozpoznania w dół moim czołgiem.

Za mną pozostali i Eryka…, najwidoczniej wykończona dzisiejszym dniem i bez sił, kładzie motocykl zaraz za uskokiem. Robi to to tak delikatnie i bezdźwięcznie, że tylko błysk świateł zwraca moją uwagę i kiedy odwracam głowę widzę już tylko leżącą perełkę (białą Hondę) i klęczącą na niej Erykę….ona już nie ma sił. Chłopacy na GS-ach zjeżdżają pierwsi na rozpoznanie, za nimi kolejno pozostali i ja Goldwingiem prawie na końcu.CZARNOGORA-TARA-KANION-MIEJSCOWKA

Ktoś wraca po motocykl Eryki – ucierpiał nieco, tracąc klamkę sprzęgła, którą trzeba było zregenerować z dostępnych w kufrach materiałów.

Święto zwycięstwa nad drobnymi słabościami…

W drzwiach czeka właścicielka… zakwaterowanie idzie sprawnie, zajmujemy kolejne pomieszczenia – kilku chłopaków najwyżej na poddaszu, ja z Arkiem i Krzyśkiem niżej, Eryka ma farta – wyjazd w grupie nieparzystej daje jej komfort zajmowania dwójek do własnego wykorzystania. Wydawałoby się, że polegniemy szybko w łóżkach, a tutaj niespodzianka – zbieramy się w komplecie w saloniku świętując zwycięstwo nad słabościami i początek naszej przygody….

Świętowanie, jak to świętowanie – bywa czasami zbyt głośne. I tym razem nie chce być inaczej. Tak więc epizod z parą młodych współlokatorów z Rosji o bojowym nastawieniu (choć o bojową postawę trudno w obliczu kilku miłych, acz wyrośniętych motocyklistów), niezadowolonymi z naszej obecności pozostanie na długo w pamięci…

Jutro dzień relaksu, dzień bez motocykla. Jedynym, zaplanowanym i zorganizowanym punktem dnia jest rafting organizowany przez Kljajevica Luka.

CZARNOGORA-TARA-KANION-MIEJSCOWKA CZARNOGORA-TARA-KANION-MIEJSCOWKA

CZARNOGORA-TARA-KANION-MIEJSCOWKA CZARNOGORA-TARA-KANION-MIEJSCOWKA

CZARNOGORA-TARA-KANION-MIEJSCOWKA  CZARNOGORA-TARA-KANION-MIEJSCOWKA

 

DZIEŃ 3

W planie naszej wyprawy potrzebujemy dnia na lepszą integrację grupy i bliższe poznanie. Nic tak nie łączy, jak wspólne aktywności oparte o wspólne zadania i wspólną zabawę. Po prawie 1600 km jazdy niezbędny jest również dzień relaksu. Takim jest dzisiejszy dzień.

Rezerwację na rafting zrobiłem kilka tygodni wcześniej, umówieni jesteśmy na godzinę 10:00. Nie da się dłużej pospać. Zbieramy się sprawnie rano i ruszamy (piechotą) do miejsca Kljajević Luka camp, oddalonego może o 500 m od naszej miejscóweczki. Wszystko mam zarezerwowane, jedyne co muszę to opłacić na miejscu imprezę dla uczestników. Z organizatorami znamy się z ubiegłego roku, kiedy to podczas naszej wyprawy do Rumunii spędziliśmy wspaniały dzień w tym miejscu. Moim kontaktem jest Djole Kljajevic , sympatyczny gość i bardzo serdecznym usposobieniem. W ubiegłym roku żartowaliśmy na temat kobiet i „obiecałem” Diole następnym razem przywieźć kandydatkę na żonę w ramach zacieśniania przyjaźni Polsko-Czarnogórskiej. To oczywiście żarty, niemniej doskonały punkt zaczepienia do zbudowania sympatycznej relacji.

Pojawiamy się na miejscu przed umówioną godziną, wchodzę do pomieszczenia/biura pełnego chłopaków ubranych w firmowe koszulki raftingu i od razu poznaje mnie Diole, choć w pierwszej chwili nie może skojarzyć twarzy… Przedstawiam się i przypominam nasz pobyt z ubiegłego roku i „żonę z Polski”, ktoś z chłopaków tłumaczy z angielskiego na lokalny (pewnie serbski, albo czarnogórski) – od razu zaskoczył… było wesoło, były uściski i oczywiście pytanie o kandydatkę. Bez namysłu wykorzystałem obecność Eryki, za co oczywiście udało mi się uzyskać dodatkowy rabat 😉 , a z czym później było mnóstwo śmiechu i okazji do wspólnych fotek.

Przygotowanie do raftingu, które zaczynamy przed wejściem do busów – wybór i ubieranie pianek, kasków, kamizelek jest doskonałą okazją do śmiechu, żartów i wesołego spędzenia czasu. W naszej grupie nie mamy problemów z pretekstami do żartów i szczerego uśmiechu. Gwiazdą i duszą towarzystwa jest z całą pewnością Krzysztof Gilu, choć większość doskonale uzupełnia Krzysztofa, gdy ten łapie oddech i wątek do kolejnego uderzenia „bajerem” i podtrzymuje dobrą atmosferę. Grupa jest niesamowita. Będzie co wspominać, to pewne.

Przy tej okazji nie da się pominąć naszego rodzynka – Eryka doskonale odnajduje się w grupie męskiej, wykazując dużą świadomość samej siebie i otoczenia. Możliwe, że to zasługa samej grupy i chłopaków na wysokim poziomie. Są żarty, ale z wyczuciem i bez przekraczania granicy, co z pewnością nie jest bez znaczenia. Zauważam, że wczorajszy dystans pomiędzy większością męską, a Eryką znacznie zmalał i pojawia się akceptacja, zaczyna się współpraca. Myślę sobie, że dziewczyna zyskała uznanie w czasie dwóch dni tranzytowych, przyznając się otwarcie do słabości i pokonując je, nadrabiając również uśmiechem. Wiem, że potrzebuję pełnej akceptacji Eryki przez grupę, inaczej z wyjazdu niektórzy wrócą niezadowoleni. Dziewczyna ma najmniejsze doświadczenie (jeździ drugi sezon, głównie wokół komina), najniższe umiejętności i stanowić może spore ograniczenie w trudnych warunkach. Więc to co potrzebuję, to uznanie jej przez grupę za ważny element, bez którego wyjazd straciłby sens i nad tym muszę się skupić. Ważne, żeby ona sama nie poddała się i pokonywała trudności, korzystając z pomocy innych, co pomoże zintegrować zespół. Jest dużym wyzwaniem, ale ja jestem ciągłym optymistą i ogromną przyjemność sprawiają mi wyzwania, szczególnie te związane z ludźmi – jutro będzie pierwszy test, przed nami Albania z SH20 i SH21.

Dzisiaj się bawimy, a zabawa jest przednia.

Rafting…

Co tutaj pisać – spływ 12 km po dość spokojnej rzece doskonale odpręża. Po drodze piękny wodospad i miejsce, w którym można się wykonać kilka widowiskowych i dość bezpiecznych skoków ze skały w głębię Tary. Bawimy się całkiem fajnie, co widać na foto-relacjach.

 

CARNOGORA-KLIAJEVICA-LUKA-RAFTING
CARNOGORA-KLIAJEVICA-LUKA-RAFTING
CARNOGORA-KLIAJEVICA-LUKA-RAFTING
CARNOGORA-KLIAJEVICA-LUKA-RAFTING
CARNOGORA-KLIAJEVICA-LUKA-RAFTING
CARNOGORA-KLIAJEVICA-LUKA-RAFTING
CARNOGORA-KLIAJEVICA-LUKA-RAFTING
CARNOGORA-KLIAJEVICA-LUKA-RAFTING
CARNOGORA-KLIAJEVICA-LUKA-RAFTING
CARNOGORA-KLIAJEVICA-LUKA-RAFTING
CARNOGORA-KLIAJEVICA-LUKA-RAFTING
CARNOGORA-KLIAJEVICA-LUKA-RAFTING
CARNOGORA-KLIAJEVICA-LUKA-RAFTING
CARNOGORA-KLIAJEVICA-LUKA-RAFTING
CARNOGORA-KLIAJEVICA-LUKA-RAFTING
CARNOGORA-KLIAJEVICA-LUKA-RAFTING
CARNOGORA-KLIAJEVICA-LUKA-RAFTING
CARNOGORA-KLIAJEVICA-LUKA-RAFTING
CARNOGORA-KLIAJEVICA-LUKA-RAFTING
CARNOGORA-KLIAJEVICA-LUKA-RAFTING
CARNOGORA-KLIAJEVICA-LUKA-RAFTING
CARNOGORA-KLIAJEVICA-LUKA-RAFTING
CARNOGORA-KLIAJEVICA-LUKA-RAFTING
CARNOGORA-KLIAJEVICA-LUKA-RAFTING
CARNOGORA-KLIAJEVICA-LUKA-RAFTING
CARNOGORA-KLIAJEVICA-LUKA-RAFTING
CARNOGORA-KLIAJEVICA-LUKA-RAFTING
CARNOGORA-KLIAJEVICA-LUKA-RAFTING
CARNOGORA-KLIAJEVICA-LUKA-RAFTING
CARNOGORA-KLIAJEVICA-LUKA-RAFTING
IMG_7013
IMG_7011
IMG_6986
IMG_6981
IMG_6976
IMG_6974
IMG_6946
IMG_6945
IMG_6941
IMG_6937
IMG_6930
IMG_6925
IMG_6917
IMG_6911
IMG_6903
IMG_6899
IMG_6891
IMG_6887
IMG_6883
IMG_6878
IMG_6876
IMG_6873
IMG_6867
IMG_6864
IMG_6861
IMG_6859
IMG_6855
IMG_6852
IMG_6850
IMG_7025
previous arrow
next arrow

Durmitor…

Spędzamy czas w pobliżu Parku Narodowego Durmitor, od 1980 roku wpisanego przez UNESCO na listę światowego dziedzictwa kulturalnego i przyrodniczego.

Park Narodowy Durmitor obejmuje swym obszarem ten malowniczy i najgłębszy w Europie kanion rzeki Tary dochodzący nawet do 1300 m głębokości. Durmitor stanowią góry głównie wapienne, a więc pełnych zjawisk krasowych, niezwykle głębokich kanionów, jaskiń, źródeł wypływających wprost ze skał i rzek tajemniczo znikających pod ziemią. Park pełen endemicznej fauny i flory. Tereny porośnięte gęstymi borami sosnowymi i świerkowymi. Na terenie Durmitoru żyje wiele gatunków dzikich zwierząt  (m.in. rysie i niedźwiedzie), a także wiele gatunków ptaków. Park jest perełką Czarnogóry i tak blisko, że grzechem byłoby nie odwiedzić. Byłem tam w ubiegłym roku, więc decyduję nie jechać z Dawidem, Tomkiem i Wojtkiem, którzy się tam wybierają.

Kilka fotek z miejsca, które ocenili, jako ciekawe:

CZARNOGÓRA-DURMITOR-2018
CZARNOGÓRA-DURMITOR-2018
CZARNOGÓRA-DURMITOR-2018
CZARNOGÓRA-DURMITOR-2018
CZARNOGÓRA-DURMITOR-2018
CZARNOGÓRA-DURMITOR-2018
CZARNOGÓRA-DURMITOR-2018
CZARNOGÓRA-DURMITOR-2018
CZARNOGÓRA-DURMITOR-2018
CZARNOGÓRA-DURMITOR-2018
CZARNOGÓRA-DURMITOR-2018
CZARNOGÓRA-DURMITOR-2018
CZARNOGÓRA-DURMITOR-2018
20180910_153716
20180910_153720
20180910_153726
20180910_154255
20180910_154303
20180910_174724
20180910_150952
20180910_151002
20180910_151126
20180910_151549
20180910_151618
20180910_151716
20180910_152720
previous arrow
next arrow

 

Kończymy dzień grzecznie…

Wieczorkiem zabieram wszystkich na wspólną kolację. Wybieram knajpę położoną jakieś 500 m w górę szosą, o nazwie Restaurant Suza Evrope (huczna nazwa, nieco na wyrost… to przydrożny bar z dobrą kuchnią). Mamy szczęście – wychodząc na jezdnię mija nas bus Lljajevica Luka i… Djola. Powozi nas do baru.

Spędzamy dłuższą godzinkę przy kolacji i kilku kufelkach. Po tym spacer w dół i dziś bez przesiadywania – idziemy spać. Jutro rozpoczynamy przygodę z Albanią. Oj będzie się działo….

 

 

 

POLECANE:

  • Hotel/zajazd na Węgrzech w okolicach Budapesztu: Öreg Halász Hotel és Étterem, 2534 Tát, Fő út 2., Węgry
  • restauracja z lokalnym serbskim menu: Радована Маринковића 144, Баћевац 11427, SERBIA (GPS: 44.582923, 20.334200)
  • Dom gościnny w kanionie Tary: Guest House Tara Canyon, Đurđevića Tara bb, 84210 Pljevlja, Czarnogóra (GPS: N 043° 9.485, E 19° 17.609)
  • organizator spływów pontonowych Tarą: Lljajevica Luka, Djurdjevic Tara, 84210 Pljevlja, Montenegro www.tara-rafting.info (GPS: 8 43º ‘56.39 “N, 19 ° 17’ 58.52” E)

2 thoughts on "Albania oczami motocyklisty – wrześniowo i (nie) hardcorowo… part 2!"

  1. Sławek pisze:

    Bardzo ciekawy opis jak również wspomnienia 🙂
    Nie byłem na tej wyprawie, ale będę na kolejnej w maju 2019r ,i mam cichą nadzieje że nasza ekipa również będzie bardzo zgrana i wrócimy z cudownymi wspomnieniami i tzw. „bananem” na twarzy 🙂 ….czego sobie i wszystkim pozostałym uczestnikom tej wyprawy życzę. Pozdrawiam Sławek Ż.

    1. Maciej pisze:

      Dzięki Sławku.
      Bardzo się staramy, by wszystkie nasze wyprawy były bardzo emocjonujące i długo się pamiętały. Również tobie i pozostałym uczestnikom majowej Albanii życzymy wielu pozytywnych wrażeń i niezapomnianych wspomnieć.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Strona używa plików cookies w celu łatwiejszego funkcjonowania. Przebywając na stronie wyrażasz zgodę na ich używanie.