Camping Village Marina d’Erba Rossa… w dzień wygląda jeszcze ciekawiej.
Dopiero zauważam, jak nieźle jest zadbany. Domki, w których legliśmy w nocy są… całkiem, całkiem – dwie oddzielne sypialnie, wyposażona kuchnia, toaleta i łazienka z prysznicem, w gratisie zadaszony częściowo taras. Myślę, że przy cenie około 25 euro na osobę za dwa dni !!! (tak nam to wypada przy podziale na wszystkich członków wyprawy) miejsce warte jest polecenia.
Camping Village Marina d’Erba Rossa…
Pobudki nie było – ruch na zewnątrz i odgłosy wyciągają mnie z łóżka już w okolicach 8:00. W domku z nami skompletowani nocą Izka z Tomkiem… chyba nie obudziłem – dochodzące dźwięki wykazują oznaki zwlekania z łóżek. Krótkie zamieszanie w kempingowej kuchni w drodze do lodówki, kuchenki, toalety i na zewnątrz… dziewczyny sprawnie radzą sobie z poranną organizację, ja z aparatem fotograficznym w dłoni wymykam się na zewnątrz upamiętnić miejsce.
Camping Village Marina d’Erba Rossa to nasze pierwsze, wspólne miejsce noclegowe i pierwsza okazja do swobodnej pogaduchy, wypicia wspólnej kawy i tak naprawdę bliższego poznania. Dziewczyny zwołują towarzystwo na nasz taras. Dołącza Anka z Heńkiem, którzy zajęli domek obok… pojawiają się kolejno wszyscy pozostali – Krzysztof, Robert, Wojtek, Arek. Roberta znamy z poprzednich, wspólnych wyjazdów, tak więc całkowicie nowymi znajomościami są Krzysztof, Arek i Wojtek. Duszą towarzystwa zdaje się zostanie w tej wyprawie Krzysztof – sympatyczny, otwarty, wesoły, a fizycznie muskularny inaczej 😜 (Krzysztof pozdrawiam Ciebie z ogromną sympatią). Arek pretenduje do wtórnika, lub cichego partnera Krzysztofa w każdym segmencie. Wojtek okazuje się być introwertykiem z bardzo sympatycznym usposobieniem.
Grupa jest bardzo zróżnicowana, ale już widać, że nie będzie problemów. Zapowiada się sympatycznie i interesująco.
Tyle moich obserwacji… czas pakować motocykle i ruszamy w końcu na podbój Korsyki. Po to tutaj przyjechaliśmy, a plan jest bardzo napięty.
D268 do Notre-Dame-des-Neiges…
Droga wiedzie przez Aiguilles de Bavella (Bavella Needles) – pasmo górskie położone w południowej części wyspy. Nagie skały niczym igły wystrzeliwują ku niebu (stąd nazwa w tłumaczeniu „Igły Bavella”)…
Na 17 kilometrze drogi D268 w kierunku Zonza, zaraz za przełęczą Larone (Bocca di Larone), w zakręcie serpentyny znajduje się początek szlaku Basenów Naturalnych Purcaraccia. Do pierwszego z nich prowadzi około półgodzinny szlak pieszy, kolejne nieco dalej. Odpuszczam to miejsce, przede wszystkim ze względu na opóźnienie, jakie mamy w związku z nocnym przyjazdem na kemping i dość późnym startem porannym. Plan chcę realizować i nie mogę sobie pozwolić na zbyt duże odstępstwa, stąd wolę pominąć miejsce, żeby spróbować odzyskać nieco czasu na pozostałe.
Przejazd drogą i tak jest oszałamiający w widoki i pełen serpentyn, na których Anka reguluje swój błędnik.. Tutaj koniecznie muszę odnotować, że dla Anki to pierwsza tak długa wyprawa motocyklowa i tak trudnymi drogami (trudnymi dla nowicjusza). Walczy dziewczyna dzielnie z adaptacją do warunków i z mdłościami, które regularnie wymuszają postoje… Wydaje się, że jeśli nie zniechęci ją to do dalszej turystyki motocyklowej, będzie mogła zaliczyć chrzest i stać się prawdziwym, turystycznym plecakiem Heńka. Oby tak było.
Przed godziną 13 znajduję fajne miejsce na samym zakręcie, jakieś 200m tuż przed miejscem z figurą Notre-Dame-des-Neiges. Miejsce, które warto polecić nazywa się Auberge du Col de Bavella – restauracja z ciekawym jadłospisem. Nawet nie próbujemy wchodzić do środka – pogoda jest piękna, a front restauracji posiada fajny taras z rozsuwanym zadaszeniem.
Rozsiadamy się przy wielkim stole i zamawiamy iście królewskie posiłki… pora obiadowa.
Leżąca na wysokości 1218 m Col de Bavella jest najpiękniejszą przełęczą na Korsyce i cieszy się ogromną popularnością wśród turystów. Już w odległości kilku metrów od parkingu zaczyna się zachwycający świat górski.
W chłodnym lesie liściastym Foret de Bavella, na ciemnozielonych łąkach kwitną fiołki alpejskie, zawilce i orliki. Na przełęczy znajdują się miejsca piknikowe, studnia z wodą i sklep.
Hotel Domaine De Foresta…
Ta miejscóweczka udała mi się bardzo (zresztą na pozostałe – jak się później okaże – też trudno narzekać…). Do rezerwacji generalnie nie wykorzystywałem booking.com, choć niektóre noclegi tak opłaciłem. Dominate De Foresta znalazłem na mapach google i skontaktowałem się korespondencyjnie z właścicielką. Widziałem kilka fotek, ale w rzeczywistości wygląda (o dziwo!) dużo lepiej. Mamy kilka oddzielnych, dwuosobowych apartamentów, z czego najlepszy trafił się Krzysztofowi i Arkowi – prawdziwy, królewski, z basenem w patio….
Za całość zapłaciłem około 400 euro, co przełożyło się na około 38 euro/osobę. Jak za miejsce i standard to całkiem przyzwoita cena. Nieprzyzwoitej ceny mamy zaś śniadanie – po 12 euro za osobę i to troszkę w stylu francuskim….
Jesteśmy na tyle wcześnie, że decydujemy się na wieczorne zwiedzanie Bonifacio. Mam nadzieję, że decyzja jest dobra, zwłaszcza w perspektywie niekorzystnej prognozy pogody… Zobaczymy…. Szybkie zakwaterowanie, oporządzenie i siadamy ponownie na motocykle, aby podjechać do miasta.
Phare Pertusato (Lighthouse Pertusato)…
W drodze do Bofifacio zbaczam nieco na wschód tuż przez wjazdem do miasta, w kierunku Pertusato.
To najdalej na południe wysunięty skrawek wyspy Korsyka, na wschód od Bonifacio i na nim piękna latarnia morska Pertusato. Latarni nie można zwiedzać od środka, jednakże widok na Cieśninę Świętego Bonifacego i dobrze widoczna Sardynia są podobno warte krótkiej, pieszej wędrówki z parkingu.
My nie skorzystamy z powodu ograniczeń czasowych, ale podjeżdżamy do samego końca drogi na utwardzony parking, żeby przynajmniej zobaczyć to miejsce z niedużej odległości.
Po kilkunastu minutach napawania się widokiem zatoczki i cypla ruszamy do miasta…
Bonifacio…
Okolice miasta zamieszkiwane były już przeszło 8,5 tysiąca lat temu. Początki obecnego miasta sięgają IX wieku, kiedy to niewielka osada piracka przekształcona została w port handlowy. Wtedy też wraz z całą wyspą podległa on arcybiskupowi Pizy.
W XII wieku Bonifacio przejęte zostało przez Genueńczyków, którzy rozpoczęli budowę potężnych umocnień dających zaczątek dla cytadeli. Forteca ta stanowiła dogodny punkt kontroli nad zachodnim basenem Morza Śródziemnego. Dlatego też, była wielokrotnie atakowana i oblegana, szczególnie w XV i XVI wieku. Najcięższą próbę miasto przeszło w 1553 roku, kiedy zostało zaatakowane od morza przez francuskie i tureckie wojska dowodzone przez otoczonego ponurą sławą korsarza Draguta. Bonifacio przetrwało oblężenie, jednak na nic to się nie zdało bowiem już w 1559 roku cała wyspa została zwrócona Genueńczykom.
Geograficznie Bonifacio podzielone jest na dwie części: dolną i górną.
Część dolna zwana także morską (marine) to głównie port promowy z przystanią jachtową otoczoną licznymi restauracyjkami, barami, butikami oraz sklepikami z pamiątkami.
Część górną Bonifacio stanowi zaś zabytkowe stare miasto, którego dominującym elementem jest monumentalna Cytadela (Citadelle).
Parkujemy na parkingu pod cytadelą, przebieramy się w lądowe ciuchy i ruszamy w górę…
Po drodze pnąc się w górę po lewej mijamy pomnik Legii Cudzoziemskiej, francuskiej elitarnej zawodowej jednostki bojowej, która została założona właśnie na Korsyce w 1831 roku jako armia najemna. Dobrze, że nie podjechaliśmy w poszukiwaniu miejsca na parkowanie, jak sugerują rekomendacje motocyklistów – tutaj parking jest bardzo mały i niemal całkowicie wypełniony.
Stąd w lewo w kierunku wejścia na schody króla aragońskiego (Escalier du roi d’Arago)… schodów jest w sumie 187 i prowadzą wprost do morza.
Miejscowa legenda głosi, że wykuli je w skałach w 1420 roku w ciągu zaledwie jednej nocy oblegający miasto Hiszpanie. W rzeczywistości jednak są dużo starsze, a wykute zostało przez mieszkańców miasta by schodzić po nich do Studni św. Bartłomieja. Widoki ze schodów w każdym kierunku są piękne, robimy całe mnóstwo zdjęć.
Po mocno wysiłkowym wejściu (niestety nie ma innej drogi powrotnej…) posuwamy się dalej na zachód w stronę zabytkowego cmentarza.
Największy urok Górnego Miasta stanowią wąskie uliczki, którymi się przesuwamy, stare kamienice i restauracje. Na ulicy Rue des Imperators mieszkał Napoleon Bonaparte. Znajduje się tam tabliczka upamiętniająca jego pobyt.
Niedaleko schodów, nieco na zachód znajduje się , czyli skała zwana sterem Korsyki. Łatwo ją również sfotografować z obrzeży cmentarza.
Tutaj były kręcone sceny do filmu „Działa Navarrony” w reżyserii J. Lee Thomsona, powstałego na podstawie powieści Alistaira MacLeana pod tym samym tytułem.
Cmentarz jest najdalej na zachód wysuniętym miejscem, które odwiedzamy i naszym punktem zwrotnym. Zaczynają się zbierać ciemne chmury. Chyba zdążyliśmy przed ulewą. Teraz idziemy coś zjeść.
Bonifacio jest pełne pachnących na zewnątrz restauracji, my wymieramy pierwszą od strony cmentarza, jeszcze w strefie niezatłoczonej turystami. Zapraszająca, młoda właścicielka, jest bardzo sympatyczna. Spędzamy tutaj cały wieczór… Jest mega przyjemnie.
Bonifacio nocą – to też trzeba zobaczyć….
W tak doborowym towarzystwie, jakie udało nam się skompletować na tą prawdziwie turystyczną podróż motocyklową czas płynie szybko… Szkoda, że żadne zdjęcia nie oddają magii miejsc, w których bywamy, ani atmosfery, jaką tworzy nasza grupa…
Przydatne, praktyczne:
- w drodze do Bonifacio, poruszając się malowniczą D268 warto się zatrzymać na posiłek tuż przed figurką Notre-Dame, na samym zakręcie jest restauracja Auberge du Col de Bavella
- cena biletu na prom (1 motocykl z kierowcą) to około 550zł
- czas przeprawy z Livorno do Bastia około 4 godzin
- zwiedzanie wschodniego wybrzeża wyspy nie będzie miało większego sensu – lepiej sobie darować…