Jesteśmy nadal w Rumunii 22 sierpień 2017, wtorek. Dzisiaj do Sybinu mają dotrzeć dokumenty Tomka. Plan jest prosty – koczujemy w Sybinie… jutro dalej.
Dzień 5…
Wczorajszy, deszczowy zjazd z Transfogaraskiej nie zostanie zapomniany do końca tego wyjazdu… jestem pewien… podobnie, jak cała dzisiejsza noc, w której przypominaliśmy sobie wszystkie znane metody survivalowe na pozbycie się wilgoci i osuszenie ubrań…
Wbij sobie do głowy – myślę sobie – raz na zawsze, że pierwsze krople deszczu są sygnałem do natychmiastowego, bezdyskusyjnego, obligatoryjnego, obowiązkowego, niekwestionowanego, przymusowego, koniecznego (…) zatrzymania i zakładania deszczówek!!! TAK ZROBIĘ przy kolejnej okazji!!!
Pobudka, śniadanie, pakowanie, piękna pogoda, dobre nastroje… tak zaczynamy. Nie spieszymy się, dzisiaj do Sybinu, a to kawałeczek. Przed nami cały dzień (przewiduję) koczowania. Poznamy miasto, jak nasz Toruń.
Sybin
Wjeżdżając do miasta robimy przymusową rundkę wokół starówki. Trudno znaleźć dobre miejsce do parkowania. Przy wjeździe do miasta, na obrzeżach starówki był bardzo duży parking strzeżony – to będzie najlepsze miejsce, żeby zostawić motocykle. Marcin wciąż tęskni za swoją kamerką, którą stracił na autostradzie pierwszego dnia i nie odpuszcza… – zrobi z Kingą rundę po wszystkich sklepach z tego typu gadżetami w mieście, a ja, Iza i Tomek jedziemy odstawić motocykle no i w miasto…
Miasto jest urocze… ma klimat, nieco porównywalny do naszych, staromiejskich… nawet okres przypadający na powstanie przypada podobnie, jak dla Torunia…
Mamy dużo czasu, spacerujemy uliczkami, robimy fotki. Izka reguluje tempo i postoje.
Sybin jest jednym z większych ośrodków kulturowych Rumunii. Mówi się o nim, jak o kolejnej perełce Transylwanii. Miasto jest naprawdę piękne, szczególnie oświetlone słońcem w tak piękny, jak dziś dzień. Starówka podzielona na Górne i Dolne Miasto, z malowniczym Mostem Kłamców, mnóstwem zakamarków, schodów prowadzących w przedziwne miejsca, freskami w bramach, Basztami i plantami dokoła.
historia
Sybin jest stosunkowo młody, jak na miasto rumuńskie. Jego powstanie datuje się na XII wiek. Założycielami byli koloniści sascy, ktorzy osiedlili się wówczas w pobliżu opuszczonego posterunku rzymskiego. Sybin rozwijał handel. W XIV wieku miasto posiadalo juz całkiem spore znaczenie handlowe w Europie. Osiedlali sie tu także rzemieślnicy, tworząc liczne gildie.
Obok handlu Sybin słynął także z kultury. W XVII wieku uznawane było za najdalej wysunięty na wschód ośrodek kulturalny. Przebiegały tędy także ważne szlaki pocztowe. Jak większość miast Siedmiogrodu tak i Sybin był wciągnięty w działania wojenne podczas powstania węgierskiego. Kilka lat później misto stało się ważnym centrum rumuńskim w wielu dziedzinach działalności. Tu także powstał obraz „Panorama siedmiogrodzka” namalowany przez grupe malarzy pod kierunkiem Jana Styki. W wyniku traktatu w Trianon Sybin wszedł po I wojnie w skład dziesiejszej Rumunii.
układ miasta
Sybin usytuowany jest w dobrym miejscu strategicznym, łatwym do obrony. Stare miasto leży na prawym brzegu rzeki Cibin, na niewielkim (około 200-metrowym) wzgórzu. Miasto tworzą dwie części zwane Dolne i Górne Miasto. W czasach świetności Górne Miasto służyło za siedzibę bogatej części społeczeństwa, a Dolne Miasto stanowiło miejsce produkcji (taką dzisiejszą dzielnicę przemysłową). Widać to w charakterystycznym układzie zabytków – w Górnym Mieście te większe (w tym kościoły i cerkiew), w Dolnym Mieście typowe dla rzemieślniczej architektury.
Dolne i Górne Miasto
Dolne Miasto obejmuje obszar między rzeką a wzgórzem. Długie i szerokie – jak dla średniowiecznych standardów miasta – ulice, architektura rustykalna, zwykle dwupiętrowe domy z wysokimi dachami i bramy otwierające się na wewnętrzne dziedzińce. Pozostałości po fortyfikacjach (widoczne 2 wieże), które zostały świadomie zniszczone w wyniku rozwoju przemysłowego i nowoczesnej urbanistyki pod koniec XIX wieku. W Dolnym Mieście znajduje się najstarszy kościół, którego data budowy sięga 1292 roku. Górne Miasto składa się z trzech skwerów i szeregu ulic wzdłuż wzgórza. W tym rejonie znajduje się najwięcej ciekawych obiektów zabytkowych, będących świadectwem dawnego życia mieszczan.
Piata Mare
Jak sugeruje jego nazwa – jest największym placem miasta, a zarazem byłym centrum XVI-wiecznego miasta. Wymiary placu ponad 140 m na ponad 90 m czynią go również jednym z największych w Transylwanii. W jednym z naroży placu położony jest jeden z największych zabytków barokowych Rumunii – Brukenthala Palace. Wybudowany w drugiej połowie XVIII wieku stanowił kiedyś siedzibę gubernatora Transylwanii, a obecnie mieści Narodowe Muzeum Brukenthala. Obok pałacu znajduje się Blue House – dom barokowy z herbem Sybina. Po północnej stronie jest Kościół Jezuitów. Obok Kościoła Jezuitów na północnej stronie jest Rada Tower, jeden z symboli miasta. Ta dawna wieża fortyfikacji z XIV wieku, wielokrotnie przebudowana. Większość okolicznych domów powstała w okresie XV-XIX wieku, większość z nich jest również w stylu barokowym.
Inne atrakcje
Poza Piata Mare jest też Piata Mica, czyli Mały Rynek, o nieco wydłużonym kształcie. Jego północno-zachodnia część ma kształt łuku. Plac połączony jest z innymi mniejszymi placami za pomocą różnych przejść. Plac dzieli na dwie części ulica Ocnei, wiodąc do mostu – pierwszego odlanego z żelaza. Po obu stronach mostu stoją zabytkowe budynki: Dom Sztuki oraz Dom Luksemburski. Trzeci plac Starego Miasta to plac Huet, ze stojącym przy nim Ewangelickim Kościołem Luterańskim. Tu znajdują się najstarsze fortyfikacje oraz wiele gotyckich budynków.
Fortyfikacje
Miasto Sybin był jednym z najważniejszych miast warownych w Europie Środkowej. Miasto okalały liczne, murowane pierścienie, których fragment widoczny w postaci 3-ch równoległych linii znajduje się w części południowo-wschodniej miasta. Pierwsza linia to ziemny nasyp, druga to 10-metrowej wysokości czerwony mur z cegły, a trzecia linia składa się z wież połączonych ścianą 10-metrowej wysokości. Wszystkie struktury są połączone poprzez labirynt tuneli i korytarzy, w celu zapewnienia transportu między centrum miasta a liniami obrony. Z XVI wieku pochodzą dodane do fortyfikacji bardziej nowoczesne elementy – bastiony w kształcie liścia. Dwa z nich przetrwały do dziś, jak Haller Bastion i Soldisch Bastion. Z fortyfikacji do Dolnego Miasta prowadzą strome schody zwieńczone gdzieniegdzie arkadami.
Mija sporo czasu, może nawet 2 godziny, zanim pojawiają się Marcin z Kingą. Objechali miasto w poszukiwaniu kamerki i… nic. Dołączają w samą porę – zasiedliśmy w ogródku restauracji na Piata Mare i przymierzamy się do zamawiania obiadu.
Znów jestem poirytowany – miejsca odwiedzane przez turystów z całego świata nie oferują żadnych lokalnych potraw. Obsługa zapytana o coś regionalnego ma kłopot z rekomendowaniem jakiegokolwiek miejsca w sąsiedztwie. No cóż… zamawiam „idealnie” pasujące do sytuacji owoce morza w makaronie. Nawet nie silę się na zapisanie nazwy potrawy, bo zapewne również z Rumunią ma niewiele wspólnego. To kolejny dzień w tym pięknym kraju, a ja nadal nie czuję zapachu i smaku…
Po obiedzie ponawiamy spacer po mieście w pełnym składzie, ty razem lepiej zorientowani prowadzimy w sposób nieco bardziej świadomy. Nadmiar czasu czyni z nas włóczęgów poruszających się bezmyślnie uliczkami, bez określonego celu. no może trochę przesadzam – robimy całkiem fajne foty.
W końcu przyszedł czas i dowiadujemy się, że dzisiaj nie mamy dokumentów. Będą do odbioru jutro… Możemy ruszać w poszukiwaniu dzisiejszego noclegu, w czym świetnie odnajdują się dziewczyny. Kinga namierza w necie jakiś rekomendowany zakątek z dala od głównej drogi. Hmmm…. jest szansa zobaczyć Rumunię – pomyślałem. Jedziemy…
Morariu
Urocze miejsce położone na obrzeżach rumuńskiej wsi… nieco na uboczu w pobliżu drogi krajowej E81 z Sybinu do Sebesu (adres Morariu: DJ106E 267, Vale 550355, Rumunia… 45°46’51.1″N 23°53’37.2″E). Zapewne w przeszłości gospodarstwo, dziś klimatycznie urządzone miejsce z drewnianym domkiem dla turystów położonym na szczycie ok. 10-metrowej przydomowej skarpy, szopą i drewutnią w jednym, miejscem biesiadnym z grillem, salą balową, kuchnią, łazienką… wszystkim, czego potrzebuje turysta do spędzania czasu przy niepogodzie, lub wieczornym piwo-gwarzeniu. Mili i serdeczni gospodarze, w kontakcie braki językowe nie tworzą bariery.
Do miejsca wiedzie niestety bardzo trudny, brukowany kiedyś podjazd wśród ciasno osadzonych domów, dziś pełen głębokich ubytków wypłukanych prawdopodobnie przez strumienie rwących potoków w okresie pozimowych roztopów, czy też ulew. To zdecydowanie nie droga dla tak ciężkich maszyn, jak mój Goldwing, czy nawet Marcina ZZR1400. Tomek uśmiechnięty w końcu ma szanse triumfować swoim GS-em, bo to droga idealna dla niego.
Mimo przerażenia tym co widzę przed sobą metr za metrem posuwam się w napięciu z maksymalną koncentracją, aby po ok. 10 minutach zatrzymać się przed mostkiem prowadzącym do wjazdu na niepozorna posesję… Mogę odetchnąć – udało się bez strat pokonać to – nawet nie wiem, jak to nazwać, bo drogą dość trudno.
Gospodarz otwiera nam bramę i wjeżdżamy do miejsca, które po następnych godzinach będziemy mogli uznać za raj.
Mamy do dyspozycji 3 pokoje z łazienkami w drewnianym domku dla gości. Czysto, schludnie, przyjemnie.
Zanosimy bagaże, rozwieszamy do wietrzenia ciuchy, Tomek z Marcinem dosiadają GS-a (jest szansa skorzystać z warunków i rozruszać amortyzatory) i jadą na zakupy. Robimy dzisiaj wieczorek piwny, połączony z kolacją. Zapowiada się sympatycznie. Wracają szybko, z po brzegi wypakowanymi kuframi…
Po kąpieli schodzimy na podwórko, gdzie jakby w niecce celowo wykopanej znajduje się zadaszony taras z grillem wraz z pomieszczeniami na chłodniejsze dni.
To miejsce jest niesamowite….
I jest sympatycznie… Rozpalamy grilla (w zasadzie Izka rozpala). Powoli zaczyna szarzeć… Mamy kiełbasy, pieczywo, duuuużo piwa, dobre nastroje. Nie pozostaje nic, jak połączyć to wszystko i wypełnić ciekawie wieczorek. Możemy troszkę poszaleć – jutro Tomek rano jedzie po dokumenty, więc można dłużej pospać…
Biesiadujemy do późna, a jako że północ pewnie wybiła – nim do łóżka wylądowałem – rzec można do nocy, choć nie do rana… ot tacy z nas imprezowicze. Jutro Transalpina…
Brawo Maciek. Spisuj wszystko a niebawem wydasz ksiazke „turystyczny poradnik” czy cos w tym stylu 😉
Jest git
no piękny komentarz… Marcinie 🙂
Dziękujemy
🙂
bez dalszego komentarza, dzięki Marcinie 🙂
Do Transfogarskiej mieliśmy więcej szczęścia, jeśli chodzi o pogodę. Za to później jechaliśmy w deszczu cały dzień do Nowego Sołońca i mimo, że deszczówki włożyliśmy odpowiednio wcześnie, to i one pod koniec trasy nie wytrzymały ulewy.
Z Sybinu mamy też piękne wspomnienia. A rumuńskiej kuchni próbowaliśmy raczej na prowincji i do dzisiaj czujemy smak mamałygi z bryndzą i grzybami czy ciorba radautena – mniam!!! Marzy nam się jeszcze więcej Rumunii, aż po deltę Dunaju…