„Za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś. Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślne wiatry. Podróżuj, śnij, odkrywaj”

WIATRAKI WYSPA SAREMA ESTONIA

Kraje bałtyckie, wiatraki na wyspie Sarema, Wilno by night 2017… cz. 1

To był prawdziwy maraton MOTOwytrzymałościowy… 12 motocykli, 3 państwa nadbałtyckie, 4 dni, prawie 2500km, co daje prawie 40 godzin w siodle… MOTOturystyczny hardcore

„Nigdy więcej” – myślę sobie teraz, ale wspominam miło, szczególnie ekipę… przejechane wspólnie kilometry, tankowania, postoje i te krótkie czasy przy jednym stole… 4 dni mega szybkie dni i kilka mega trwałych relacji międzyludzkich – to dobry bilans!!! Warto było…

Wydarzenie na FB pojawiło się w okolicach listopada 2016, okres wypadu 15-18 czerwiec 2017. Organizatorem jest Marek. Nie znam faceta, ale dołączam w styczniu, niedługo po Nowym Roku. Miesiąc później dowiaduję się, że w planowanym terminie będę miał prawdopodobnie wyjazd służbowy, więc rezygnuję. Wyjazd anulowany – ponownie dołaczam do wydarzenia w kwietniu.

Wydarzenie i plan…

Zapowiada się świetnie, w planie publikowanym na FB mamy cel główny – wiatraki na wyspie Sarema w Estonii. Śpimy na wyspie w domkach kempingowych…

 

Poza wiatrakami w planie wyjazdu widzę w opisie klify na północno-zachodnim brzegu wyspy, Geopark na wyspie Sarema, krater Kaali po udeżeniu meteorytu i coś tam jeszcze…

 

Po drodze VIA BALTICA Marek proponuje jeszcze – w pakiecie zachęcających atrakcji – nocleg w Rydze w hotelu motocyklowym Twoo Wheels, zwiedzanie wieczorne miasta, zamek Kieś na Łotwie, w drodze powrotnej do Wilna postój i zwiedzanie Birże na Litwie (zamku z Sienkiewiczowskiego „Potopu”), nocleg w Wilnie i jakieś atrakcje o nazwie „Wilno by Night”…. wygląda dobrze…

 

Na liście 13 motocykli, 3 z nich w pełnej obsadzie, pozostali niedociążeni… Koszulki wyjazdowe zaprojektowane i zamówione – na trasę dostarczy i przywiezie ze sobą Paweł…

 

 

Dzień 1…

Wyruszam 14-go po pracy w stronę Płońska, po drodze zbieram Darka z Włocławka (jeździ krążownikiem Triumha, ale przy moim Goldwingu wypada „fit”)… dalej lecimy razem. Wyjazd z Płońska zaplanowany bardzo wcześnie rano – nie chcę w nocy wyjeżdżać, więc decyduję dojechać dzień wcześniej i przespać się na miejscu. Darek ma podobny punkt widzenia. Przy okazji wcześniejszego przyjazdu spotykamy się wieczorkiem z Markiem organizatorem na miłej kolacji i małym piwku przed spaniem.

Zbiórka w Płońsku…

Rano w czwartek o 6:30, zgodnie z planem wyjeżdżamy z Płońska w zestawie pięciu maszyn:

Marek organizator (Triumph Tiger Explorer), Artur (BMW R1200RT), Bartek (Triumph Sprint GT), Darek (Triumph Trophy), ja (Honda Goldwing 1800)

Kolejne miejsce zbiórki to Suwałki ok. 10:30, gdzie dołączy reszta. Dystans z Płońska do Suwałk to ok. 290 km dość dobrą drogą, choć prowadzącą odcinkami przez zalesione tereny, z licznymi zakrętami. Marek funduje nam ostrą rozgrzewkę – tak ostrą, że podczas tankowania ktoś z ekipy komentuje „wariacką jazdę” przez lasy w poszukiwaniu pecha… Darek dosypuje komentarzem – iskry w zakrętach spod mojego goldwinga wzniecą pożar. Rzeczywiście – jazda jest ostra. Marek widocznie zna dobrze drogę, bo w zakręty wchodzi z dużą prędkością, pewnie. Zerkam czasami na prędkościomierz przy złożeniu – 140 km/godz i więcej zmusza do położenia Goldwinga do samych podnóżek, co rzeczywiście powoduje, że jadący za mną Darek czasami widzi snop iskier oświetlający asfalt.

Zbiórka w Suwałkach…

Cały przejazd do Suwałt zajmuje nam ok. 3 godz. 30 minut z tankowaniem po drodze, co przy prawie 300 km odcinku daje średnią rajdową… Na miejscu dobijają pozostali:

Patryk (Yamaha XTZ 750), Tomek (kolega Patryka Suzuki Bandit 1200), Tomasz + Asia (FJR 1300), Paweł + Dorota (FJR 1300), Paweł (Kawasaki ZZR 1400), Henryk (FJR 1300), Robert (Yamaha XT660Z Tenere), Jakub + Enka (FJR 1300).

Ruszamy zgodnie z planem, w uporządkowanym szyku. Prowadzenie i utrzymanie w grupie 13 moocykli jest wyzwaniem dla prowadzącego, ale jeszcze większym dla zamykającego. Darek zamyka, ja również dobrze się czuję na zamykających pozycjach, więc na ogół trzymam pozycję przed Darkiem. Już od startu we Włocławku zauważyłem, żę dość szybko zgrywamy technikę i rytm jazdy, dobrze nam się jedzie w parze.

Kowno…

W pobliżu Kovna, w samym Parku Regionalnym Zbiornika Kowieńskiego, w miejscowości Nemajūnų spotykamy się ze znajomym Marka i z nim zajeżdżamy do świetnej restauracji/hotelu Evlada, gdzie mamy zjeść obiad. Na tyłach hotelowej restauracji znajduje się bardzo klimatyczny taras, to tam rozsiadamy sie w wygodnych fotelach. Podobno kilka lat wcześniej obiekty te należały do litewskiej mafii, która w tym miejscu organizowała spotkania, huczne imprezy, a nierzadko gośćmi bywali wpływowi ludzie polityki. Stąd zapewne ten wysoki poziom wystroju i wyposażenia.

 

 

Zamawiamy tzw. „co kto lubi”, ja zwyczajowo szukam po menu i ze wsparciem obsługi czegoś bardzo typowego, regionalnego. W czasie zamawiania widzę jakieś zamieszanie przy jednym z większych stolików, gdzie obok Marka organizatora siedzą m.in. Jakub + Enka (FJR 1300). Za chwilę się wyjaśnia – Jakub z Enką nie pojadą dalej… ich FJR-ka odmówiła posłuszeństwa.

Już w drodze niebieski motocykl spod znaku Yamahy zwrócił moją uwagę nie tyle bogatym doposażeniem turystycznym, a raczej dość nieczystą pracą silnika. Podczas jednego z manewrów dynamicznego wybierania gęsto jadących aut, niebieska FJR-ka jadąca tuż przede mną „zastanowiła” się kilkukrotnie w momencie, kiedy pewnie i bez wahań robimy odkręcenie manetki i wyrywamy do przedu, nie wstrzymując jadących tuż za tylnym kołem kolegów… Teraz wszystko jasne – silnik dogorywał, żeby „skonać” po zatrzymaniu.

Marek pomaga w zorganizowaniu przechowania motocykla, para podróżnych organizuje sobie pomoc przyjaciół z Polski, zostając w hotelu… żegnamy się i ruszamy dalej. W czasie wypraw tak czasami bywa – grupa trzyma się razem, pomaga sobie, ale w przypadku czynników uniemożliwiających trwale dalszą jazdę króregokolwiek z członków pozostaje zadbać o jego bezpieczeństwo i kontynuować w pomniejszonym składzie.

Zamek Radziwiłłów w Birżach…

Tuż przed granicą z Łotwą zatrzymujemy się w Birżach, gdzie robimy kilka fotek przy Zamku Radziwiłłów, wzniesionym pod koniec XVI wieku. Przebudowany w połowie XVII wieku przez „sienkiewiczowskiego” księcia Bogusława Radziwiłła. Zamek zniszczony przez Szwedów w 1704 roku, został zrekonstruowany w latach 80-tych XX wieku. Obecnie mieści się w nim muzeum. W planie był w drodze powrotnej, ale decyzją większości nastąpiła dopuszczalna zmiana planów.

 

Czas i Marek gonią, więc po niespełna 20 minutach i krótkim spacerku jedziemy dalej. Dzisiaj musimy dojechać do Rygi – prawie 700 tysięcznej stolicy blisko 2 milionowej Łotwy, gdzie mamy zarezerwowany hotel dla motocyklistów Two Wheels.

Ryga…

Hotel prowadzony jest przez sympatyczne małżeństwo motopodróżników, klimat i pasje motocyklową czuć na każdym kroku. Docieramy późnym polołudniem, niezbyt zmęczeni… to dopiero pierwszy dzień… za nami od Płońska dystans co prawda ponad 650km, ale jazda względnie dobrymi drogami i przy dobrej pogodzie nie zostawia na nas jeszcze żadnego odcisku, a przynajmniej tak mi się wydaje.

 

Pokój dzielę z Henrykiem – tym samym, z którym poznałem się w trakcie wypadu do Czeskiej i Saksońskiej Szwajcarii. Polubiłem faceta… emanuje uporządkowaną energią, jest wyważony, kontroluje strefę swojej i cudzej prywatności, zachowuje w zabawie umiar i rozsądek, a przy tym nie jest nudny… . Henryk ma cechy, które w mojej własnej definicji osobowości charakteryzują dobrego kompana.

Wieczorny spacerek miał być króciutki,  ale droga na starówkę wiodąca przez most to minimum 3 km. Kolację jemy gdzieś obok Zamku w Rydze, w jednym z większych „ogródków” barowych, dokąd docieramy prawie wszyscy. Nie wszyscy jednak razem wracamy… taki urok wieczornych biesiad i siedzenia przy piwie – niektórzy kończą wcześniej, w prewencji przed bolesnym porankiem, inni maltretują organizm, stawiając tezę, że „żyje się tylko raz”. Zdecydowanie i najczęsciej wybieram prezencyjne zachowanie, uznając, że swoje już wycierpiałem…

 

Dzień 2…

Zgodnie z przewidywaniem rano musimy opóźnić start – nie wszyscy zaliczają obowiązkowy test 0,0%. Mam czas na spokojne śniadanie i jeszcze spokojniejszą kawę po. Pakowanie też bez pośpiechu… pamiątkowa fotografia z właścicielami na tle logo Two Wheels i wyjeżdżamy z dużym opóźnieniem, naszym celem jest prom w Virtsu sadam, do którego mamy ok. 250km i  który odbija regularnie co godzinę, więc nie mamy reżimu czasowego.

Prom i wyspa Sarema…

 

Jedziemy zwiedzić, mający ok. 4000 lat Kraater Kaali – miejsce po udeżeniu meteorytu. Celem na dzisiaj jest już tylko kamping Mändjala Kämping, położony ok. 12 km na południowy-zachód od Kuressaare, więc mamy dużą swobodę czasową. Dziś z Rygi łączny dystans do miejsca noclegu to ok. 350km plus miejsca do objechania na wyspie. Po drodze będziemy przejeżdżać obok naszego umownego celu – wiatraków.

 

Docieramy do kempingu… w recepcji dziwna sprawa – za wodę pod prysznicem zapłacić trzeba oddzielnie… jeden żeton na 5 minut wody…ja wykupuję 2, ale nie jestem pewien, czy potrafię kąpać się na czas…

Do domków trzeba dojechać po piaszczystym, pagórkowatym gruncie, pomiędzy drzewami. Wyzwanie dla maszyn turystycznych. Wyobraźcie sobie mnie (115kg żywej wagi) na 420 kilogramowym Goldwingu, przedzierającego się pomiędzy sosnami na szerokość lusterek, buksującego co metr w piachu, walczącego z równowagą o każdy kawałek do przodu… metr po metrze…dojechałem bez położenia, a nawet najmniejszego zadrapania mojego monstrum… jestem z siebie dumny, tym bardziej, że nie wszystkim się udało…

Miejsce pełne komarów… trzeba znieczulenia, żeby to przeżyc… idziemy do baru na plaży…

 

O zmierzchu komary chyba tracą wzrok, bo ich intensywność ukąszeń wyczuwalnie słabnie. Niemniej potrzeba i chemii i chmielu, żeby poradzić sobie z takim natężeniem ataków, z jakimi mamy do czynienia. Niektórzy mniej, inni bardziej odporni, lub może raczej lepiej znieczuleni na jad tych małych koszmarów, solidarnie trwają do późna na warcie przy drewnianej ławie przed domkami. Sprzyja temu głośna muzyka i huczna zabawa grupy turystycznej sąsiadów, która trwa do międzynarodowo uznanej godziny ciszy nocnej –  22:00.

Domek dzielę z Heńkiem. Podłączam ładowarki, biorę telefon – ostatnie zerknięcie na FB i widzę nowy wpis Marka organizatora, który rozśmiesza mnie do łez…

Dzień 3…

zapraszam do czytania cz. 2…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Strona używa plików cookies w celu łatwiejszego funkcjonowania. Przebywając na stronie wyrażasz zgodę na ich używanie.