„Za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś. Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślne wiatry. Podróżuj, śnij, odkrywaj”

MOTOCYKL RETRO

Koniec sezonu… przegląd i garażowanie…

Sezon juz zakończony… przynajmniej u nas… w tej części kontynentu…

Jest zbyt zimno dla nas i dla opon, deszczowo i nieprzewidywalnie, drogi pokryte jesiennymi spadami gnijących liści. Jazda w takich warunkach nie należy ani do przyjemnych, ani do bezpiecznych. Czas na zakończenie i zimowanie.

Myjnia…

Zakończenie sezonu kojarzy mi się z ostatnim wjazdem na myjnię. Myję, jak zwykle – usuwając pod ciśnieniem brud, wszędzie tam gdzie mogę sobie na tą metodę pozwolić. Goldwing ma dobrze zabudowaną instalację i elementy wrażliwe na wodę i to pod ciśnieniem. Znam swój motocykl, myłem wielokrotnie, więc raczej nie przewiduję kłopotów. Każdemu jednak zalecam ostrożność z myciem ciśnieniowym i unikanie miejsc, w których są złącza instalacji elektrycznej (wyłączniki, przełączniki, skrzynki bezpiecznikowe, a nawet kable wysokonapięciowe świec)…

Po myciu wycieranie wrażliwych na osad elementów szmatką i suszenie energooszczędne całosci… suszenie bezpłatnym wiatrem w drodze powrótnej z myjni.

Mój garaż, mój warsztat…

MECHANIK GRAFIKA

Ostatni przejazd, a po nim zawsze przemyślane parkowanie w garażu (z warsztatowym dostępem wokoło) i wykonanie dokładnego przeglądu.  Nie spieszę się… mam kilka miesięcy, w czasie których chcę, a nawet muszę zajrzeć w każdy zakamarek poszukując elementów, które mogą mnie zawieść w niedługiej przyszłości i nieoczekiwanym momencie.  Myślę o tym pamiętając, że przejeżdżam tysiące kilometrów w różnych warunkach pogodowych i drogowych, tankując paliwo  i ufając, że mój autobus dowiezie nas wszędzie tam, gdzie go skieruję.

A jeśli nie w garażu to u mechanika…

Nie każdy ma możliwości i (lub) nawet umiejętności wykonania przeglądu samodzielnie. Dla tych pomocą są autoryzowane stacje obsługi (ASO), lub mechanicy motocyklowi. Nie brakuje, cieszących się dobrą opinią, specjalistów od motocykli. Najlepiej pytać na forach, lub grupach tematycznych mediów społecznościowych.

MECHANIK LALECZKA

Przegląd i serwis zaraz po sezonie, czy tuż przed kolejnym?

Hmmm… szkoły są dwie, pewnie każdej można przypisać wady i zalety. Ja należę do tej, która uznaje wyższość usunięcia z motocykla wszystkiego, co zużyte i bezwartościowe możliwie szybko i przed dłuższym postojem… Zaczynam od przeglądu i serwisu.

 

Przegląd i wymiana…

KLUCZE NASADOWE

Każdy ma pewnie swoją metodologię i ustaloną kolejność wykonywania przeglądu, serwisu i napraw. Ja zaczynam od przedniego koła i posuwam się stopniowo w kierunku tyłu. Nie bez znaczenia jest tutaj słowo STOPNIOWO, bowiem związane jest z demontażem, oględzinami, wymianami i ponownym montażem, a te z licznymi podkładkami, śrubami, nakrędkami, zaslepkami, spinkami itd…, których nawet przy jednym zespole, jak widelec przedni, może być na tyle dużo, że będzie to stanowić problem, porównywalny z układaniem puzli.

Przednie koło…

Korytka, miseczni, pojemniczki – cokolwiek, w czym da się segregować demontowane elementy. Oczywiście miejsce w garażu, może półka, albo podłoga wyłożona starym płótnem. Demontuję błotnik, osłony, akcesoria i wszystko co mam, aby koło przednie było całkiem odsłonięte wraz z zaciskami i gołymi lagami.

Klocki hamulcowe i zaciski przedniego koła…

W pośpiechu wymianę klocków hamulcowych daje się robić bez odkręcania mocowań i zdejmowania całych zacisków. Po sezonie zdejmuję jednak całe zespoły (nie odłączając jednakże węży hydrauliki), oglądam dokładnie, czyszczę i smaruję przeznaczoną do tego celu chemią. Zużyte klocki, nawet jeśli zostało okładziny na kilka tysięcy kilometrów, wymianiam bezwzględnie – mam do przejechania kilkanascie tysięcy w kolejnym sezonie i nie chcę robić wymiany gdzieś w trasie, tymbardziej nie chcę się dowiedzieć o takiej konieczności zjeżdząjąc górska przełęczą…

Opona przedniego koła…

Po całkowitym zdemontowaniu błotnika opona jest w pełni dostępna i nie trzeba się pochylać do ziemi, żeby ją obejrzeć. Poza tym w wielu motocyklach przynajmniej częściowy demontaż błotnika jest wymagany, aby ewentualnie wyjąć koło. Demontaż błotnika w moim przypadku ma jeszcze dodatkowe znaczenie – zamówiłem element przedłużający błotnik przedni o ok. 12 cm i muszę go zamontować.

Wymianę opony zrobię w serwisie oponiarskim, demontuję całe koło i zabieram. Ahh… zapomniałem – motocykl stoi na centralnych nóżkach, obowiązkowo trzeba podłożyć pod silnik lewarek i nieco unieść przód, żeby odciążyć i ułatwić zdjęcie koła. Po tym wszystko staje się łatwiejsze…

Mam oponę wymienioną, klocki w zaciskach, zaciski wiszą na wężach hydrauliki… wkładam koło i pozostaje zamontować teraz wszystko na powrót, korzystając z pojemniczków z moimi śrubkami, podkładkami i spinkami. Dopiero po zmontowaniu całości biorę się za kolejny element.

Silnik…

W zasadzie prawie wszystko, co przy silniku muszę zrobić dostępne jest bez konieczności demontowania wielu obudowujących go rzeczy. Mam po jednej maskownicy po każdej stronie silnika, ale te demontowane są bez użycia narzędzi. Nawet do filtra oleju mógłbym się dostać bez demontażu pługa (dla tych, którzy mogą nie wiedzieć co to jest – taka forma spojlera osłaniającego silnik z czoła), ale i tak postanowiłem go w tym roku nieco odświeżyć, więc demontuję…

 

Olej silnikowy, filtr, śruba spustowa…

Większa wanienka – mam taką dużą kuwetę fotograficzną – pod silnik… teraz można odkręcać korek spustowy i spokojnie odręcić filtr oleju. Z korka spustowego, a w zasadzie śruby, usunąć trzeba starą podkładkę (zazwyczaj miedzianą) i zastąpić ją nową, a filtr po odkręceniu sprawdzić na okoliczność uszczelki – zdarza się bowiem, że czasami pozostaje sklejona z miską olejową. Tak rozszczelniony spód silnika zostawiam na jakiś czas, potrzebny do wycieku całego zużytego oleju.

Wyposażony w nową podkładkę korek spustowy oraz zalany świeżym olejem nowy filtr wkręcam na swoje miejsca… odkręcam korek wlewowy… wsuwam przygotowany lejek z sitkiem… wlewam, zgodną z książką serwisową motocykla, ilość świeżego oleju.

Świece zapłonowe…

Zużyty olej silnikowy ścieka do kuwety, a ja robię dostęp do świec zapłonowych, demontując pokrywy. Wykręcanie świec jest czynnością prostą, o ile posiada się klucz przegubowy z wkładką gumową wewnątrz. Troszeczkę więcej uwagi trzeba poświęcić na operację montowania nowych świec. Poza kontrolą szczeliny (w wysokiej jakości świecach, np. DENSO można sobie podarować sprawdzanie), smaruję odrobiną smaru grafitowego gwint i wkręcam trzymając klucz „w 2 palcach”! To ważne, by świeca wkręciła się lekko w aluminiowy gwint głowicy, nie tworząc go na nowo…

Pamiętam, jak będąc nastolatkiem, przegwintowałem „pod moim kątem” nową świecą gniazdo w głowicy silnika samochodu ojca… to co zdarzyło się później było próbką wiecznej męki w czeluściach piekielnych… choć trwało kilkanaście godzin zaledwie…

Po delikatnym wkręceniu świec dokręcam je kluczem do oporu, ale z odpowiednim wyczuciem. Jeśli ktoś takim (wyczuciem) nie dysponuje – konieczny klucz dynamometryczny.

Jeszcze tylko dokładnie oczyścić wszystko… zamknąć i dokręcić pokrywy… . Pozostaje próbny rozruch… delikatne przekręcenie rozrusznika bez zapłonu i test pompy olejowej… wszystko ok… zapłon i jakby cichsza, równiejsza praca silnika… zawsze mam takie wrażenie po wymianie oleju i świec.

Chwile popracuje, żeby świeży olej został kilkukrotnie przepompowany przez wszystkie kanały i szczeliny. Jest dobrze – silnik gotowy do garażowania i kolejnego sezonu.

Filtr paliwa…

Po sezonie wymieniam wszystko, co nosi nazwę filtra, również filtr paliwa.

Filtr powietrza…

Z tym mam nieco większy problem. Muszę rozebrać „połowę” motocykla, żeby się dostać do filtra powietrza. Dlatego też nie zrobiłem tego w połowie sezonu, choć powinienem. Teraz obligatoryjnie.

Płyn chłodzący…

Nie nadszedł jeszcze czas. Bez mierzenia przejechanych kilometrów wymianę robię co drugi sezon. Płyn był wymieniany w ubiegłym roku… zostaje do przyszłorocznego serwisu jesiennego.

Olej przekładniowy tylnego wału…

Olej w tylnej przekładni jest obowiązkowy po sezonie, a wymiana trwa kilka minut. Objętość potrzebna do wypełnienia poziomu odpowiedniego to zazwyczaj 1-2 strzykawki 100ml. Butelki olejów przekładniowych posiadają zintegrowany wężyk, jednak jest on na tyle krótki, że nie zawsze daje się użyć. Na okoliczność serwisowania kupuję największą dostępną w aptece strzykawkę i wężyki do podawania płynów/kroplówek – zestaw idealny do szybkiego wykonania przyrządu.

Klocki hamulcowe i zaciski tylnego koła…

Podobnie, jak w przypadku przedniego koła, tak i tylny zestaw zacisków demontuję (tutaj niestety dojście w moim przypadku jest dużo mniej komfortowe, bez zdejmowania tylnego ogona oraz kufrów, bezwzględnie wymaga zdjęcia koła), zwieszając na wężach hydraulicznych. Zabieg ten ułatwia dokładne oględziny, wyczyszczenie i smarowanie odpowiednią do tego chemią.

Opona tylniego koła…

Koło muszę zdjąć, żeby wygodnie móc manipulować przy zaciskach hamulcowych. Poza tym moja tylna opona wymaga już przyjrzenia się dokładniej i podjęcia decyzji, czy wymieniam teraz, czy też w trakcie sezonu. Z pewnością planowane 30 tys. km jest dystansem, którego nie przejadę na tej gumie.

Instalacja elektryczna…

Mam do zamontowania dodatkowe gniazda zasilania 12V (tzw. zapalniczkowe). W podróżowaniu mam ciągły deficyt. Ilość urządzeń wymagająca ładowania rośnie każdego roku, same powerbanki nie wystarczają, a poza tym gdzieś je trzeba ładować. To w zasadzie jedyna rzeczy do zrobienia przy instalacji, nie zauważyłem żadnych problemów, dlatego nie będę nigdzie majstrować i nikomu też tego nie zalecam.

Garażowanie, zimowanie…

Serwis zakończony, motocykl można przygotować do klikumiesięcznego garażowania. Ja robię to w tym samym pomieszczeniu, w którym serwisuję, a które jest przeznaczone tylko dla mojego motocykla. Nie mam więc problemów z gwałtowną wymianą powietrza, wilgocią, parą itp.

Myję na półsucho gąbką (używając płynu do mycia naczyń, lub szamponu samochodowego rozcieńczonego ciepłą wodą) i wycieram. Byłem na myjni wcześniej, więc nie ma żadnego grubszego brudu, to w zasadzie garażowy kurz i tłuste plamki. Po całkowitym wyschnięciu (często kolejnego dnia) nakrywam pokrowcem motocyklowym, ale unoszę pokrowiec do połowy. Mimo braku pary i zmian temperatury zostawiam przestrzeń do swobodnej cyrkulacji powietrza. Żadnej kondensacji.

Gdybym w tym samym garażu przechowywał samochód zdecydowanie pozostawiłbym motocykl całkowicie odkrytym. Lepiej wiosną umyć ponownie, niż usuwać skutki gromadzenia się pary pod pokrowcem, a w przypadku instalacji elektrycznej mogą być bardzo kłopotliwe, nie wspominając o korozji.

 

Teraz czekamy do wiosny… do pierwszego, bezdeszczowego weekendu…. może to będzie już marzec.

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Strona używa plików cookies w celu łatwiejszego funkcjonowania. Przebywając na stronie wyrażasz zgodę na ich używanie.