„Za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś. Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślne wiatry. Podróżuj, śnij, odkrywaj”

KIRKUT-LUTOWISKA-CMENTARZ

Bieszczady lipcowo i weekendowo… – DZIEŃ 2

Wstajemy wcześnie… Na dziś Mała Pętla Bieszczadzka, a na niej obowiązkowo Myczkowce, Polańczyk, Solina, Ustrzyki, Bieszczadzka Przystań Motocyklowa. Pogoda kapryśna, nad nami ciężkie chmury, więc zobaczymy jako to wyjdzie. Skończymy dzień już na nizinach, gdzieś w pobliżu Łańcuta, gdzie mamy nocleg.

Ruszamy… część z nas w deszczówkach… pozostali z nastawieniem szybkiego przebierania w drodze. Do Leska mamy około 4 km, tam wjedziemy zobaczyć odrestaurowany częściowo Zamek z XVI w.

Zamek w Lesku…

Zamieniony na hotel, późnogotycki zamek w Lesku położony jest na wysokiej skarpie nad Sanem. Poniżej przebiegał stary szlak handlowy na Węgry. Przebudowany i otynkowany zamek zatracił swój dawny wygląd oraz charakter i obecnie nie prezentuje się zbyt okazale. Kiedyś był bowiem znacznie większy. Obecnie złożony jest z podłużnego parterowego budynku dostawionego do dawnych murów zewnętrznych wraz z cylindryczną basztą obronną, części mieszkalnej i murów obwodowych od strony Sanu. Położona najdalej od wejścia na teren zamku – część mieszkalna powstała z nadbudowy pierwotnej wieży mieszkalnej rodu Kmitów.

 

Są tam ślady zabudowy jeszcze z XVI w. Gdy jednak spojrzymy na nią od najmniej eksponowanych stron zobaczymy brzydkie żółte ściany. W fosie od strony północnej utworzono kort i niewielki basen, a na dziedzińcu zamku znajduje się ogródek z zadbanymi krzewami. Dookoła zamku rozpościera się park, który dawniej również był znacznie rozleglejszy, obecnie znajduje się w nim miejski amfiteatr.

Jesteśmy bardzo wcześnie… po wjechaniu na teren zsiadamy na chwilkę w moto, jednak nad nami sporo chmur, więc nie chcemy się zasiedzieć. Nie wypijemy nawet kawy… ruszamy dalej.

 

Park Miniatur Świątyń w Myczkowcach…

MYCZKOWCE-PARK-MINIATUR-FURTKAKierujemy się w stronę miejscowości Myczkowce. Tuż przed Myczkowcami, jadąc od strony Uherce Mineralne, po lewej stronie przy drodze nie można pominąć Parku Miniatur Świątyń Centrum Kultury Etnicznej przy Ośrodku Wypoczynkowo-Rehabilitacyjnym Caritas Diecezji Rzeszowskiej.MYCZKOWCE-PARK-MINIATUR-KSIEGA

Dnia 16 października 2007 r. w 29 rocznicę wyboru Jana Pawła II, w Ośrodku Wypoczynkowo-Rehabilitacyjnym Caritas Diecezji Rzeszowskiej w Myczkowcach zostało otwarte Centrum Kultury Ekumenicznej. Jest ono dedykowane Papieżowi Polakowi, zwolennikowi pojednania między chrześcijanami. Na 10 wzgórzach zostało ustawionych 140 makiet w skali 1:25 najstarszych drewnianych kościołów, cerkwi prawosławnych, greckokatolickich, z terenów południowo-wschodniej Polski, Słowacji i Ukrainy.

MYCZKOWCE-PARK-MINIATUR-WZGORZE-MINIATURWzorami były świątynie znajdujące się na terenie Polski, Ukrainy oraz Słowacji. Makiety przedstawiają, według dawnego podziału etnograficznego tych terenów, architekturę Pogórzan, Dolinian, Łemków i Bojków. Między wzgórzami są alejki spacerowe oraz altana do odpoczynku i refleksji.MYCZKOWCE-PARK-MINIATUR-SWIATYNIA

Wszystkie makiety zostały wykonane przez jednego rzemieślnika – Janusza Kuliga z Chmielnika koło Rzeszowa.

MYCZKOWCE-PARK-MINIATUR-GRUPA

Spedzamy tam troszkę czasu spacerując, czytając tabliczki informacyjne, gawożąc i przekomażając się żartobliwie prowadząc dysputy na różne tematy. Jest bardzo miło i sympatycznie… uczestnicy wydają się być starymi znajomymi, choć w rzeczywistości większość z nas spotkała się poraz pierwszy ze sobą wczoraj…

Ciągle nie pada, choć wisi w powietrzu… to coś powoduje, że skracamy nasze zwiedzania i ociągania do minimum, tak by jak najwięcej miejsc odwiedzić zanim deszcz, albo coś jeszcze gorszego (prorokując po widoku w górze ponad nami) przegonią nas z drogi i zakotwiczą pod jakimś zadaszeniem na dłużej.

Podróżując w taką niepewną pogodę mimowolnie zastanawiam się, czy będę miał szczęście w chwili przymusowego „zjazdu do boksu”…,  tzn. czy miejsce, w jakie trafię w momencie podejmowania nagłej decyzji o przymuswej przerwie w jeździe będzie jakkolwiek atrakcyjne… Sami wiecie, że z tym bywa różnie… zobaczymy, co nam dzisiaj dzień przyniesie i gdzie nas pogoda zadokuje 😀.

Jedziemy nad Solinę…

Zapora wodna Elektrowni Solina…

Budowę zapory rozpoczęto w 1960 r. Na miejsce wzniesienia zapory wybrano przewężenie doliny poniżej ujścia Solinki do Sanu, koło wsi Solina. Podczas napełniania zbiornika, zatopione zostały wsie Solina, Teleśnica SannaHorodekSokoleChrewt i duża część Wołkowyi. Główne prace ziemne i roboty fundamentowe zakończono w 1964 r. W lipcu tegoż roku rozpoczęto wznoszenie korpusu tamy. Podstawowe prace betoniarskie przy zaporze zamknięto pod koniec lutego 1968 r. W międzyczasie trwała budowa budynku elektrowni i montaż urządzeń hydroenergetycznych. Wstępny rozruch pierwszej turbiny odbył się 9 marca 1968 r., a 20 lipca (w przeddzień święta 22 lipca) 1968 roku oddano zaporę do eksploatacji.

Tak więc Jezioro Solińskie jest sztucznym zbiornikiem retencyjnym. Zbiornik ma powierzchnię ok. 22 km² i największą w Polsce pojemność (472 mln m³). Jezioro ma bardzo rozwiniętą linię brzegową (ok. 166 km przy średnim stanie wody z lustrem na poziomie 420 m n.p.m.), z licznie występującymi zatoczkami – ujściami strumieni. Maksymalna głębokość zbiornika to 60 m przy zaporze. Poniżej zapory znajduje się elektrownia wodna o mocy 200 MW.

SOLINA-ZAPORA-GRUPA

Objeżdżamy zaporę od jej północnej strony, podjeżdząjąc w dwa możliwie najbliższe miejsca parkingowe. Niesamowity tłok, wysokie ceny i niestety brak przychylności dla motocyklistów powodują, że rezygnujemy z parkowania i spaceru do zapory. O zwiedzaniu nawet nie myślimy, zerkając nieustannie w niebo…  Zadowolimy się widokami na nią z pobliskich dróg i fotografią z mostu zbudowanego przez Jezioro Myczkowskie, bardzo blisko zapory.

 

Jeszcze jedna rundka i jedziemy do Polańczyka… tam mam na mapie zaznaczoną oberżę Zakapior, gdzie wypijemy kawę i zjemy przyzwoite śniadanie.

 

Polańczyk i oberża Zakapior…

POLANCZYK-ZAKAPIOR-OBERZA-1Oberża to niezwykłe miejsce na mapie kulinarnej regionu, można tu zjeść dania wywodzące się z tradycji kulinarnej Bojków i Łemków, dawnych mieszkańców tych ziem.

Spora część z tych nazw brzmi w naszych uszach egzotycznie: klusz łemkowski (kluski z sosem pieczarkowo-koperkowym), klusz bojkowski (kluski z maślanką), werenyky hryczane (pierogi z kaszą gryczaną, cebulą, pokrzywą i czosnkiem niedźwiedzim), nupis kapuściany (pierogi z kapustą kiszoną, grzybami i melisą). Równie ciekawie brzmiące, jak i smaczne, są zupy np. kaszełynik łemkowski (z kapusty kiszonej z chrzanem i śliwkami), kaszełynik z Maniowa (ze świeżej kapusty, pszenicy i grzybów), żur jakowy w Wetlinie warzyli (z wiejskim twarogiem w chlebku) czy oryginalna zupa-dupa (z borowikami i śliwkami). POLANCZYK-ZAKAPIOR-OBERZA-1

Nawet barszcz z uszkami smakuje tutaj inaczej. Klasyczne dania drugie to np. fuczki, baranina z porami i hołyszkami ciśniańskimi (gulasz z hołyszkami), bohar barani (pieczeń barania z fasolą), jagnięcina w liściach chrzanu, moskołok (schab duszony w sosie własnym z bobem) czy joszka z Berechów (gulasz z wołowiną i kluskami). Po zjedzeniu placków ze śmietaną, czy pieczonego golonka, nikt nie wstanie głodny od stołu.

ZAKAPIOR-JEDZIENIE-NA-STOLE-GRUPA

Na wielbicieli ryb czekają różne wersje pstrąga: wędzony, smażony i duszony oraz pstrąg hrabiego Fredro, czyli zapiekany w śmietanie (czas przygotowania jest długi i może być nawet 45 min.).

Rozsiadamy się wygodnie w ogródku na zewnątrz… są parasole, więc gdyby lunęło, z pewnością nas nie zaleje i spokojnie zdążymy się przenieść do wnętrza. Niestety jest godzina 10 z minutami i o tej porze możemy zamówić niewiele, choć na śniadanie i tak wystarczająco.

ZAKAPIOR-JEDZIENIE-NA-STOLE   ZAKAPIOR-KAWA

Po dobrej godzinie… najedzeni, po spożyciu dobrej kawy, ruszamy drogą 894 w kierunku częściowo zalanej miejscowości Wołkowyje. Tam mamy kolejny punkt postojowy i podobno punkt widokowy…

 

Wołkowyje i panorama na Solinę…

Zaczyna kropić na szybę mojego goldasa…czyżby czas na przebieranie? Zatrzymujemy się gdzieś w okolicach Wołkowyi, przy drodze, z widokiem na panoramę Soliny.

Ostatnie szybkie zdjęcia, jest wietrznie… Jednak padanie nie potęguje… wahamy się, czy wskakiwać w deszczaki… Jednak nie przebieramy się – jedziemy dalej w strojach advanture.

Następny przystanek to Bieszczadzka Przystań Motocyklowa w miejscowości Czarna Górna, miejscu w którym łączą się Wielka z Małą Pętlą Bieszczadzką. Nie mamy daleko, kilka kilometrów, ale chmury nad nami są coraz ciemniejsze… No i w końcu leje… w kilka sekund z drobnego deszczyku w rzęsisty deszcz…

Jest mały daszek tablicy informacyjnej nadleśnictwa, której nawet nie czytam – zatrzymujemy się, niemal w biegu zeskakując z motocykli. W takim samym tempie próbujemy wskoczyć w nasze deszczówki. Idzie dość sprawnie… zerkam okiem i widzę, że zjechałem z asfaltu w miejscu, gdzie już robi się błoto, już przeczuwam kłopoty… I rzeczywiście – Gold Wing ze swoimi 420kg i moimi 115kg ani drgnie naprzód. Pochylam go na lewą nogę ostrożnie (wiem czym może się skończyć przechył i przesunięcie środka masy zbyt mocno na zewnątrz od osi konstrukcyjnej tego czołgu), lekko w poślizgu buksującego koła obracam go tak, by zmienić kąt natarcia w kierunku asfaltu… udaje się – wyczołgał się, bez pomocy „popychaczy”…

Bieszczadzka Przystań Motocyklowa…

BIESZCZADZKA-PRZYSTAN-MOTOCYKLOWA-BRAMARuszamy dalej już w ulewie i to takiej, że momentami nie widzę nic przez zalany wizjer. Docieramy do Czarnej Górnej….

Gospodarz wita nas przy barze i rzuca w naszą stronę – „w taką pogodę nie jeździ się po Bieszczadach”, co wymownie podkreśla sytuację pogodową, w jakiej przejechaliśmy kilka ostatnich kilometrów.BIESZCZADZKA-PRZYSTAN-MOTOCYKLOWA-1

 

Są wolne miejsca w altance barowej… zasiadamy, zamawiamy kawę, herbatę, a nawet czekoladę i zaczynamy delektować się gorącymi napojami… ciągle leje, więc spędzimy tutaj troszkę.

    

Czas płynie wolno. Siedzimy, żartujemy, zastanawiamy się, czy da się kontynuować dalej Bieszczady. Wsparci opinią gospodarza dochodzimy do wniosku, że to koniec śmigania po górach. Musimy się zastanowić, jak stąd wyjechać, żeby dotrzeć przed wieczorem do naszej drugiej „noclegowni”, którą mamy w okolicach Łańcuta. Czekamy więc do najbliższej okazji – kiedyś musi przestać padać, przynajmniej na troszkę.

 

BIESZCZADZKA-PRZYSTAN-MOTOCYKLOWA-GRUPA-1

BIESZCZADZKA-PRZYSTAN-MOTOCYKLOWA-GRUPA-2

I przestaje… jest nieco po 14:00. Nie przejaśnia się, ale przestaje padać. Ruszamy z miejsc do motocykli. Decyzja zapadła pod dachem – jedziemy w stronę Łańcuta, tam zamek i kolacja. W pobliżu mamy zarezerwowane miejsce w agroturystyce.

 

Łańcut – Zamek Lubomirskich i Potockich, obok „Piktonówka”…

Docieramy pod bramę zamkową ok. 17:00 – niestety za późno (choć jeszcze otwarte), żeby sensownie skorzystać i choć troszkę zwiedzić.

Obecny Zamek wzniesiony został na polecenie Stanisława Lubomirskiego w latach 1629 – 1642. Była to wówczas nowoczesna rezydencja typu „palazzo in fortezza”, składająca się z budynku mieszkalnego z wieżami w narożach otoczonego fortyfikacjami bastionowymi.

W latach siedemdziesiątych XVIII w. rozpoczęto kształtowanie parku otaczającego Zamek.

Pod koniec XVIII w. Łańcut należał do najwspanialszych rezydencji w Polsce. Kwitło tutaj życie muzyczne i teatralne, bywało wielu znakomitych gości. W 1816 r. po śmierci księżnej Lubomirskiej, cała posiadłość stała się własnością jej wnuka Alfreda I Potockiego, który utworzył tutaj w 1830 r. ordynację.

W latach 1889 – 1911 przeprowadzono w Zamku generalny remont połączony z przebudową.  Przebudowa objęła wszystkie kondygnacje. Założono m.in. instalację wodociągową i kanalizację oraz zelektryfikowano cały Zamek. Powstała wtedy większość istniejących do dnia dzisiejszego wnętrz. Elewacje przekształcono w stylu neobaroku francuskiego. Prace w parku rozpoczęto w 1890 r. i prowadzono je przez czternaście lat. Po tej gruntownej przebudowie i modernizacji, łańcucki zespół pałacowo – parkowy stał się jedną z najbardziej luksusowych rezydencji w Europie kontynentalnej. Przez dziesięciolecia stanowił miejsce spotkań towarzyskich arystokracji i polityków. Miejsce warte zobaczenia.

Niestety nam się nie udaje (ja byłem tutaj już wcześniej, więc nie tracę wiele, ale pozostali raczej sporo…)

Obok zamku parkujemy przy „Piktonówka Pub Restauracja Kawiarnia” – tutaj zjemy kolację. Wg informacji zamieszczonej na okładce menu w budynku tym przez lata zamieszkiwał Harry George Picton pochodzący z Anglii. Był on koniuszym hrabiego Potockiego. Od jego nazwiska wzięła się potoczna nazwa tego budynku – „Piktonówka”.

Jedzenie smaczne, miejsce godne polecenia, choć zapewne za „low cost” uznać nie można.

Najedzeni jedziemy na kwaterę. Mam koordynaty i adres. Zobaczymy, czy to miejsce zrobi na nas lepsze, czy gorsze wrażenie niż poprzednie (z dnia wczorajszego)…

 

Cierpisz 94 37-100 Łańcut, Kazimierz i Helena Ruszel…

W mapach google Helena Ruszel – miejsce to nas zaskoczyło, tak samo pozytywnie, jak i jego gospodarze. Świetnie przygotowana kwatera, czysto urządzone wnętrza, gustowne i zadbane obejście… wszystko na najwyższym poziomie i najniższej cenie. Oniemieliśmy do tego stopnia, że tworzę oddzielny akapit w tej relacji. Tam możecie w ciemno i jestem przekonany, że nie zawiedziecie się – niezależnie od oczekiwań.

CIERPISZ-LANCUT-KWATERA-2 CIERPISZ-LANCUT-KWATERA-3 CIERPISZ-LANCUT-KWATERA-1  CIERPISZ-LANCUT-KWATERA-4

Dzisiaj posiedzimy troszkę w ogrodowej altance, wypijemy po piwie i jutro ruszamy w drogę powrotną. Też raczej nie będzie nudno…

 

 

 

 

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Strona używa plików cookies w celu łatwiejszego funkcjonowania. Przebywając na stronie wyrażasz zgodę na ich używanie.