„Za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś. Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślne wiatry. Podróżuj, śnij, odkrywaj”

WENECJA-CANAL-GRANDE-MOST-RIALTO

Alpy i Dolomity w sierpniu… relacja na ciepło 3/3

WENECJA

Dojeżdżamy… za nami ponad 410 km i sporo wrażeń. Niby nie dużo, jednak dość wymagający przejazd przez Stelvio i Gavię, nie licząc związanych z tym ekstremalnych emocji (a przynajmniej na wysokim „C”) i całkiem górzysta trasa przez Trydent do Wenecji, niepozwalająca na jazdę tranzytową w tempie przejazdowym wyczerpały wszystkich. Widzę zmęczenie na twarzach, kiedy w końcu dojeżdżamy pod bramę i portiernię kempingu.

Dlaczego kemping?

Wenecja jest specyficzna. W zasadzie podróż motocyklem z dużym bagażem wyklucza zakwaterowanie w centrum miasta. Wjazd przez most kończy się na obowiązkowym parkingu całkowicie zatłoczonym – nie ma przymusu, ale dalej jazda na kołach nie jest możliwa – i nie jestem pewien, czy dla motocykli wystarczająco bezpiecznym (jest strasznie ciasno). Tam trzeba rozpakować motocykle i przenieść bagaż do hotelu. Zwyczajowo motocykliści mają kilka mniejszych pakunków, które nie łatwo zabrać na jeden kurs. Dość czasochłonne i logistycznie skomplikowane dostanie się do sensownego hotelu w zasadzie eliminuje to miejsce (centrum Wenecji) na zakwaterowanie. Byłem w Wenecji kilkukrotnie i za każdym razem „testujemy” nowe miejsce noclegowe na „stałym lądzie” w pobliżu mostu. Zawsze jednak (głównie z powodu cen i tłoku miejskiego) wybieram kempingi z bungalowami, których tutaj jest kilka. Na ten wyjazd testujemy kemping Fusina, z dość dobrymi rekomendacjami, jakie otrzymuje od klientów. Zobaczymy.

Kemping Fusina (www.campingfusina.it)….

Kemping położony w części nabrzeżnej, kilka kilometrów na południe od mostu Liberty Bridge, tuż przy stoczni Della Pieta Yacht, pod adresem Via Moranzani, 93, 30176 Venezia VE, Włochy (GPS: 45.41942, 12.25622). Jest niewątpliwie ciekawym miejscem. Dojazd kluczący uliczkami portowej strefy przemysłowej każe myśleć, że to miejsce nie może być dobre do urządzenia pola kempingowego. Nic bardziej mylnego – wszystko, co potrzeba daje się przecież zbudować, zasadzić, przewieźć itp… a do tego 100 metrów od bramy wejściowej na kemping – przystanek wodnego tramwaju weneckiego. To najlepsze miejsce z dotychczas testowanych.
Mamy zarezerwowane bungalowy 3-osobowe z łazienkami i klimatyzacją, do wykorzystania przez 2 osoby każdy. Są czyste, jest pościel, papier toaletowy, słowem prawie wszystko co potrzeba… „prawie”  – ponieważ brak ręczników. Nie wiem, czy to przeoczenie obsługi, czy też to rarytas dodatkowo płatny. Niemniej, jak zakładam w chwili wykrycia „niedostatku” nie powinno to stanowić dla grupy problemu. Myślę sobie, że każdy raczej ma przy sobie własny ręcznik turystyczny i na te dwie noce, które tutaj spędzimy nie poczuje się niekomfortowo używając własnego.
Jest jeszcze jeden minusik – przy bungalowach nie ma tarasów, ani innych miejsc do posiedzenia w towarzystwie. Biesiadowanie wieczorne trzeba przenieść w jedno z tych gwarnych miejsc, w których ludzie się zbierają wieczorem i na różne sposoby (każdy równie hałaśliwy) spędzają czas.
Idziemy więc do jednego z takich miejsc (zwanych restauracją, czy tez barem), by po koniecznej konsumpcji kolacji wrócić z pełnymi kuflami pod bungalowy i na trawniku dokończyć… tam gdzie są ławy i piwo, a muzyka zagłusza  nie daje się rozmawiać.

Dzień zwiedzania Wenecji….

Mamy dzień bez motocykla, dzień głębokiego wypoczynku. Wstajemy bez planu, czyli w systemie „jak kto lubi”.  Sam wychodzę z łóżka około 9:30 i zwołuje na śniadanie, choć to za mną czekają gotowi i głodni. Idziemy do baru prawie w komplecie. Zamawiam śniadanie angielskie i w oczekiwaniu, a później na konsumpcji spędzamy jakiś czas pod namiotem jadalni. Po śniadaniu powrót do bungalowów, jakieś pranie, leżakowanie… Szczerze mówiąc założyłem w planie wyprawy, że dzisiejszy dzień uczestnicy spędzą sami penetrując Wenecję, a to w zasadzie z dwóch powodów – byłem już i nie bardzo chcę powtarzać zwiedzanie, a drugie to nie założyłem dla siebie budżetu na wyjście w miasto i zaliczanie atrakcji, czy nawet przemieszczania się wodnymi tramwajami. Niestety uczestnicy oczekują towarzystwa pilota wycieczki. Trudno – muszę jechać.

Kupujemy bilety w recepcji kempingu przy wyjściu i ruszamy na przystanek tramwaju wodnego, oddalony o około 200, no może 300 metrów od bramy.

Plan zwiedzania miasta już wcześniej opisywałem na blogu (tutaj: Wenecja w jeden dzień) i zamierzam mniej więcej taki zrealizować.

Myślę, że najlepszą relacją z długiego spaceru są fotki, zapraszam do obejrzenia prezentacji niżej.

 

WENECJA-SERPIEN-2018
WENECJA-SERPIEN-2018
WENECJA-SERPIEN-2018
WENECJA-SERPIEN-2018
WENECJA-SERPIEN-2018
WENECJA-SERPIEN-2018
WENECJA-SERPIEN-2018
WENECJA-SERPIEN-2018
WENECJA-SERPIEN-2018
WENECJA-SERPIEN-2018
WENECJA-SERPIEN-2018
WENECJA-SERPIEN-2018
WENECJA-SERPIEN-2018
WENECJA-SERPIEN-2018
WENECJA-SERPIEN-2018
WENECJA-SERPIEN-2018
WENECJA-SERPIEN-2018
WENECJA-SERPIEN-2018
WENECJA-SERPIEN-2018
WENECJA-SERPIEN-2018
WENECJA-SERPIEN-2018
WENECJA-SERPIEN-2018
WENECJA-SERPIEN-2018
WENECJA-SERPIEN-2018
WENECJA-SERPIEN-2018
WENECJA-SERPIEN-2018
WENECJA-SERPIEN-2018
WENECJA-SERPIEN-2018
WENECJA-SERPIEN-2018
WENECJA-SERPIEN-2018
WENECJA-SERPIEN-2018
WENECJA-SERPIEN-2018
WENECJA-SERPIEN-2018
WENECJA-SERPIEN-2018
WENECJA-SERPIEN-2018
WENECJA-SERPIEN-2018
WENECJA-SERPIEN-2018
WENECJA-SERPIEN-2018
WENECJA-SERPIEN-2018
WENECJA-SERPIEN-2018
WENECJA-SERPIEN-2018
WENECJA-SERPIEN-2018
WENECJA-SERPIEN-2018
WENECJA-SERPIEN-2018
WENECJA-SERPIEN-2018
WENECJA-KEMPING-FUSINA-TABLICA-INFO
WENECJA-SIERPIEN-2018
WENECJA-SIERPIEN-2018
WENECJA-SIERPIEN-2018
WENECJA-SIERPIEN-2018
WENECJA-SIERPIEN-2018
WENECJA-SIERPIEN-2018
WENECJA-SIERPIEN-2018
WENECJA-SIERPIEN-2018
WENECJA-CANAL-GRANDE-MOST-RIALTO
_DSC0610
_DSC0611
_DSC0468
_DSC0471
_DSC0476
_DSC0477
_DSC0482
_DSC0484
_DSC0485
_DSC0494
_DSC0495
_DSC0496
_DSC0497
_DSC0500
_DSC0503
_DSC0504
_DSC0505
_DSC0506
_DSC0509
_DSC0512
_DSC0515
_DSC0516
_DSC0519
_DSC0522
_DSC0527
_DSC0530
_DSC0542
_DSC0545
_DSC0547
_DSC0548
_DSC0555
_DSC0564
_DSC0567
_DSC0571
_DSC0573
_DSC0577
_DSC0578
_DSC0587
_DSC0588
_DSC0589
_DSC0591
_DSC0593
_DSC0594
_DSC0595
_DSC0603
IMG_6651
IMG_6594
IMG_6620
IMG_6623
IMG_6624
IMG_6631
IMG_6632
IMG_6637
IMG_6640
venice-canal-grande-1721988_1920
previous arrow
next arrow

.

Pożegnanie Wenecji….

Wracamy późnym popołudniem. Jesteśmy zmęczeni, zarówno długim spacerowaniem, jak i słońcem, które dzisiaj całkiem mocno przygrzewało. Marzę o prysznicu, chwili w pozycji wyciągniętej, wyprostowanej na łóżku i zimnym piwie. Wszystko to i tej kolejności udaje się zapewnić.

Wieczorem podejmujemy próbę wejścia do baru i napicia się piwa. Jest tak tłoczno i głośno, że po zakupie kufli wycofujemy się w pobliże bungalowów.

Noc mija szybko. 8:00 startujemy do baru na śniadania, a tam zong – śniadanie wydawane od 8:30. Podejmuje decyzję – ruszamy w drogę, póki słońce nisko i zjemy gdzieś w ruchu. Postaram się znaleźć coś fajnego, może z dala od ruchu turystycznego, w klimacie prowincjonalnym. Zobaczymy. Jeszcze tylko tankowanie… i strojenie Afrika Twin (to oczywiście żart – jeden z uczestników musi chwilę popracować na stacji paliw w warunkach polowych i tak to wygląda… 😃)

 

 

KIERUNEK POWROTNY AUSTRIA…

MAPA-ALPY-DOLOMITY-SIERPIEN-2018Wenecja jest umownym punktem nawrotnym naszej wyprawy. Stąd przemieszczamy się już cały czas na północ, kierując się w stronę Polski. Odcinek powrotny do punktu początkowego pokonamy w trzy dni,  z czego pierwszy to w większości drogi Alp północnych Włoch i południowej Austrii, drugi to niższe partie austriackich Alp, trzeci to już tereny nizinne (w porównaniu z Alpami oczywiście) od czeskiego Brna do centralnej Polski.  W drodze powrotnej jeszcze sporo atrakcji widokowych i krajobrazowych.

 

Śniadanie w drodze na San Boldo „Mi & Ti Lounge Bar”…

Jedziemy i jedziemy… niczego ciekawego nie widzę po drodze. Kilka restauracji minęliśmy, ale to taki standard, który nie specjalnie rzucił mi się w oczy. Szukam czegoś w małej miejscowości, gdzieś z dala od ruchu turystycznego. Szukam takiego baru, w którym miejscowi kawę piją i zajadają śniadania. Minęliśmy już dawno Treviso, przeprawiliśmy się na północny brzeg rzeki Piawa, zjechałem na lokalną drogę SP34, teraz SP4 i nic… już zaczynam być głodny. Myślę sobie – „nie dobrze, klienci też głodni i pewnie zaczynają być już podrażnieni tą jazdą bez śniadania…”.

W końcu BINGO!!!! Mam to. Miejsce przy drodze z parkingiem, niepozorne, nazywa się „Mi & Ti Lounge Bar”.

Przy stolikach pod markizą siedzą tubylcy, w barze mamy ekspresy kawowe, ciasto i kanapki, nikt nie mówi po angielsku, jest całkowicie klimatycznie. Trochę wysiłku przy barze i udaje mi się zamówić śniadanie dla wszystkich oraz kawę…. podwójne espresso w WIELKICH kubkach i wrzątek do rozcieńczenia.

Na śniadanie coś w rodzaju sandwitchy podawanych na ciepło i na stylowych deskach.

Jak podsumowują uczestnicy –  jest to najlepsze śniadanie w ciągu całej naszej wyprawy i też się z tym zgadzam. Udało się… żadne kontynentalne… takie, jak zajadają ze smakiem tubylcy.

 

 

 

San Boldo…

Przed nami San Boldo Pass. Niestety wjazd od południa „pod górkę” nie jest zbyt widowiskowy… – zwyczajnie niewiele widać. Nie wiedziałem o tym niestety planując przejazd. To mój pierwszy raz na San Boldo i jak to czasami bywa – musiałem się o tym przekonać osobiście. Przejechaliśmy całe serpentyny San Boldo jednym tchem (nie licząc postoju na światłach wahadła) i niewiele zobaczyliśmy.

Zatrzymuję grupę na szczycie – proponuję nawrót i zjazd w stronę doliny. Troszkę pewnie chcę naprawić własne nieprzygotowanie i uspokoić sumienie, ale grupa nie jest entuzjastycznie nastawiona do propozycji, więc ruszamy dalej… a szkoda. Nie mamy własnych fotek, jedynie te dostępne w necie. Przyszłe wyprawy koniecznie należy planować tak, by przejazd przez San Boldo obywał się w kierunku południowym, zjazdowo nie wjazdowo. Tam też uważnie należy „polować” na zatoczki parkingowe. To już oczywiście tylko konkluzja…

Kierunek Villach w Austrii – tak, to to miejsce ze słynną skocznią. Tam musimy dzisiaj dotrzeć w godzinach popołudniowych, żeby udało się wjechać na trasę widokową. Mamy o przejechania prawie 250 km alpejskimi drogami, więc całkiem sporo.

 Villacher Alpenstrasse…

Na parking w pobliżu skoczni docieramy około godziny 16:00. Tam chwila odpoczynku, rozprostowania nóg, kilku fotek przy igielicie. Niestety nie mamy szczęścia – dzisiaj nie ma treningów, nikt nie skacze. Ruszamy po dłuższej chwili na trasę, której wjazd jest płatny (podobno miejsce warte swojej ceny), a krótka relacja foto niżej…

 

AUSTRIA-VILLACHER-ALPENSTRASSE
AUSTRIA-VILLACHER-ALPENSTRASSE
AUSTRIA-VILLACHER-ALPENSTRASSE
AUSTRIA-VILLACHER-ALPENSTRASSE
AUSTRIA-VILLACHER-ALPENSTRASSE
AUSTRIA-VILLACHER-ALPENSTRASSE
AUSTRIA-VILLACHER-ALPENSTRASSE
AUSTRIA-VILLACHER-ALPENSTRASSE
AUSTRIA-VILLACHER-ALPENSTRASSE
AUSTRIA-VILLACHER-ALPENSTRASSE
AUSTRIA-VILLACHER-ALPENSTRASSE
_DSC0693
_DSC0689
_DSC0655
_DSC0652
_DSC0649
_DSC0647
_DSC0640
_DSC0639
_DSC0638
_DSC0633
_DSC0698
previous arrow
next arrow
.
Trasa widokowa Villacher była dzisiejszym punktem programu. Za taki też uznali ją wszyscy uczestnicy. Cieszę się, że każdy dzień posiada zaplanowaną „perełkę”, którą doceniają uczestnicy wyprawy.
Jedziemy do hotelu, przed nami około 100km, a robi się późno. W droze odbieram telefon od właścicielki, która chce się upewnić, że dojedziemy.

 

Sylpaulerhof…

Miejsce noclegowe to pensjonat w miejscowości St. Michael im Lungau o nazwie Sylpaulerhof, a może raczej dobrze rozbudowana baza noclegowa dla turystów. Z drogi niepozorny, od zaplecza/podwórka – rozbudowany o spory budynek sypialny, łącznie z basenem. Ciche i przytulne miejsce. Pokoje czyste, komfortowe. Jest świetlico-jadalnia z barkiem samoobsługi. W noclegowni podają bardzo obfite śniadania. Minusem jest brak restauracji na miejscu. Przyjechaliśmy późno i w zasadzie uczestnicy, chcąc coś zjeść powinni pospacerować wzdłuż ulicy, żeby poszukać jakiegoś miejsca do zjedzenia kolacji.

Ja sam w towarzystwie kilku osób zasiadam przy stole w świetlicy z zakupionymi w drodze kabanosami, bułkami i oczywiście piwem. Nie bardzo chce mi się spacerować. Posiedzimy do „przyzwoitej” godziny i idziemy do łóżek. Niektórzy idą wcześniej spać. Jutro droga do Czech, w okolice Brna. Dwoje uczestników prawdopodobnie odłącza się po śniadaniu, wybierając inną drogę. Włącza się już to nieprzyjemne uczucie końca imprezy…

Śniadanie zwyczajowo o 8:00, ruszamy 8:30. Rzeczywiście Krzysiek z żoną podjęli decyzję o odłączeniu się i skierowaniu się inną drogą w stronę domu. Żegnamy się i ruszamy z pozostałymi w drogę. W czasie śniadania, po zapoznaniu się z radarem pogodowym dla tej części Europy przygotowałem zmianę trasy do kolejnego punktu noclegowego w Czechach, tak by była atrakcyjniejsza (choć oczywiście dużo wolniejsza). W drodze zaliczymy jeszcze kilka przełęczy i pojedziemy z dala od ruchliwych dróg i autostrad.

Mamy też maleńki problem techniczny – w oponie Sławka siedzi „ciało obce”. Jest sobota, więc szczęście w nieszczęściu mamy kontakt na warsztat czynny do południa, oddalony o kilkanaście kilometrów, niemal po drodze, więc spokojnie ruszamy upewniwszy się, że tempo wycieku powietrza nie zatrzyma nas awaryjnie na poboczu.

 

 

KIERUNEK POWROTNY CZECHY…

Jakieś 20 km „po drodze” mamy warsztat wulkanizacyjny, w którym obsługują motocykle. Tutaj dość szybko problem zostaje usunięty, a w przyzwoitej cenie 50 euro Sławek otrzymuje nową dętkę z założeniem do swojej Afrika Tween. Ruszamy dalej.

Sölk Pass…

Aby nudno nie było, a pogoda nam sprzyja, prowadzę przez Solk Pass, w nazwie Solkpass (1 788 m n.p.m.). To przełęcz w niskich Taurach, do której droga prowadzi długo dnem doliny polodowcowej, bez większych podjazdów, w końcowej fazie dość nagle pojawiają się serpentyny i bardzo szybko osiąga się wysokość prawie 1800 metrów. Na przełęczy nie ma zbyt wiele miejsca do parkowania, są pobocza, gdzie można zostawić pojazd. Wielu, którzy się tutaj zatrzymują, zostawia pojazdy i spaceruje w stronę jezior polodowcowych, leżących niedaleko od drogi.  My zatrzymujemy się na maleńkim parkingu obok kapliczki, krótka chwila i ruszamy dalej. Nie mam wystarczająco dużo czasu, by robić dłuższe postoje. Niemniej widoki przy wjeździe na przełęcz były piękne, a to co widać przy zjeździe jeszcze piękniejsze.

SolkPass staje się perełką dnia.

Droga w stronę Brna prowadzi malowniczymi terenami. Czujemy z każdą przejechaną dziesiątką kilometrów, jak stopniowo opada wysokość, krajobrazy się spłaszczają… okolice Brna to już niziny po tym, co za nami. Jeszcze tylko jeden nocleg, tam się żegnamy i ruszamy do domów, stopniowo rozdzielając się w drodze.

Hotel Koníček…

Tak nazywa się miejscóweczka na nasz ostatni, wspólny nocleg. Wygląda całkiem miło, choć mamy małego pecha – restauracja zarezerwowana sobotnią uroczystością weselną. Musimy przespacerować w inne miejsce, żeby coś zjeść i napić się piwa. Nie biesiadujemy zbyt długo – za nami pona 500 km, przed nami (przynajmniej przede mną) jeszcze ponad 600 km. Niemniej udaje mi się namówić uczestników do wyrażenia opinii na temat wyjazdu, podsumowania. Zbieram wnioski i jestem bardzo z nich zadowolony – wyjazd uznajemy organizacyjnie za udany. Mam też w głowie listę drobnych zmian na kolejny tego typu i tą trasą. Owocem z pewnością będzie oferta na kolejny sezon, pewnie lipiec.

 

KIERUNEK POWROTNY DOMY..

Co tu wspominać?… Smutne są zakończenia. Rozjeżdżamy się w różnych miejscach z machnięciem LwG. Od Łodzi jadę już samotnie.

To była bardzo piękna wyprawa, nie tylko ze względu na otaczające widoki, idealną niemal pogodę, ale również, a może przede wszystkim ze względu na ludzi. Widziałem na własne oczy i doświadczałem, jak z początkujących, niewprawnych motocyklistów w kilka dni stają się twardzielami, zgraną w jeździe grupą, zdobywając coraz to wyższe poziomy umiejętności, pokonując własne słabości osiągają szczyty satysfakcji. I o to w tym również chodzi…. dla takich chwil przygotowuję kolejny wyjazd!

Polecane, warte uwagi…

  • nocleg w okolicach Wenecji – Kemping Fusina, Via Moranzani, 93, 30176 Venezia VE, Włochy (GPS: 45.41942, 12.25622), www.campingfusina.it
  • miejsce idealne do posmakowania małomiasteczkowego klimatu, prawdziwie włoskiej kawy i kanapki na ciepło:  Mi & Ti Lounge Bar przy SP4, adres 31051 La Bella-ligonto TV, Włochy (GPS: 45.935761, 12.137930)
  • nocleg w Austrii – pensjonat Sylpaulerhof, Kaltbachstraße 259, 5582 St. Michael im Lungau, Austria, www.sylpaulerhof.com (GPS: 47.09803, 13.63527)
  • nocleg w Czechach, na wschód o Brna – Hotel Koníček, Družstevní 167, 686 05 Uherské Hradiště, Czechy, www.hkonicek.cz (GPS: 49.06688, 17.47983)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Strona używa plików cookies w celu łatwiejszego funkcjonowania. Przebywając na stronie wyrażasz zgodę na ich używanie.